Już oglądanie teatru w teatrze stanowi samo w sobie ciekawe doznanie. Jeśli jednak „w teatrze w teatrze oglądamy życie w życiu” to efekt sceniczny ma zdwojoną moc. Oglądanie kompletnie prozaicznych ludzkich uwikłań ubranych w dramaturgiczną formułę tworzy pasjonującą plątaninę impulsów, które dla widzów są fantastyczną strawą.
„Romanca” pokazana przez aktorów Teatru Żelaznego z Katowic była dla widowni w Kłodzku udanym widowiskiem. Chwilami było na widowni idealnie cicho, chwilami widzowie zaśmiewali się. Przez moment można było nawet odnieść wrażenie, iż na jednym z foteli zasiada osoba skłonna zakłócać przedstawienie, bo publiczność przejawiała szczere niezadowolenie z zachowania człowieka, który niepostrzeżenie – jak się po chwili okazało – był jednym z trojga bohaterów spektaklu. Właściwie to nie było wyraźnego początku, ani końca, co dodatkowo wzmagało poczucie, że scenki na deskach Teatru w Kłodzku, nie były li tylko kolejnym przedstawieniem, lecz spacerem przez meandry okoliczności, w jakich ludzie wikłają się niemal codziennie. I do tego momentu „Romanca” jawi się jako dobra i ciekawa teatralna „jakość”.
Jest też „takość”, zwiastowana zresztą przez bohaterów przedstawienia, czyli to, co widzimy i słyszymy w trakcie spektaklu oraz to, co czujemy i zapamiętujemy po jego finale (na wszelki wypadek pada z ust aktorki przewrotne „można juz wychodzić”). Widzimy: minimum scenografii, dzięki czemu skupieni jesteśmy na tym, co słychać. Słyszymy: frazy nawiązujące do klasyki wypowiadane jednak w sposób pozycjonujący zdarzenia w tzw. naszych czasach. Czujemy: mieszankę nastrojów i rodzaj zaniepokojenia o to, czy aby nie widzimy na scenie siebie samych, jak w lustrze. Zapamiętujemy: mętlik międzyludzkich i nieludzkich momentami odniesień, których węzeł można nazwać gordyjskim. Troje aktorów: Ryszarda Celińska, Piotr Wiśniewski i Kamil Katolik są na przemian nijacy i innowacyjni, odtwarzane przez nich sekwencje spektaklu raz przykuwają myśl, aby innym razem niejako ją odpędzać. Cała zresztą „Romanca” z tekstem Jacka Chmielnika jest widowiskiem pełnym podktekstów podkreślających „jakość” i kontekstów – uwypklających „takość”. Jeśli ktoś chce poznać streszczenie „Romancy”, którego nie podejmuję się świadomie, to odsyłam do tekstu opublikowanego przez serwis e-teatr.pl, jednak uprzedzam, że fabuła w tym spektaklu jest tylko jedną z jego warstw.
Jeśli nie wyszedłem z zapowiadanego przez VVENA.PL przedstawienia specjalnie nim urzeczony, to może dlatego, iż – jak przypuszczam – zamiarem jego twórców nie było potrząsanie widzami, ale przypomnienie im o tym, że sami też wybieramy pomiędzy „jakością” a „takością”. A że życie współczesne coraz częściej (zbyt często?) jest jako-takie, to może stąd uczucie zwyczajności, jakim tchnęło ze sceny? Jest jeszcze jedna możliwość: jestem zbyt przyzwyczajony do tego, że w Kłodzku oglądam to, co niezwykłe?
Krzysztof Kotowicz