Szerokim echem wśród znawców i miłośników sztuki odbiła się informacja (zamieszczona przez pismo biznesowe „Forbes”) sprzed kilku dni o tym, że władze Warszawy nie chcą przyjąć darowizny w postaci kolekcji dzieł Zdzisława Beksińskiego. Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz odpisała ofiarodawcom: >> „W obecnej sytuacji ekonomicznej, w obliczu licznych zobowiązań nałożonych na samorząd, Miasto nie może zagwarantować funduszy na przejęcie kolekcji. <<
Jednocześnie nie jest tajemnicą, że pani prezydent, która jednocześnie jest wiceprzewodniczącą rządzącej Polską od ponad siedmiu lat partii nazywającej się „obywatelską” nie szczędzi środków budżetowych na utrzymanie ultraprowokacyjnej i megabezgustnej tęczy na Placu Zbawiciela. Ostatnio nawet na polecenie HGW konstrukcję ze sztucznych kwiatów doposażono w system gaśniczy na wypadek kolejnej próby podpalenia tego dziwadła. Podobnie chętnie prezydentka stolicy wydaje publiczne pieniądze na renowację słynnego pomnika „czterech śpiących” symbolizującego wojskową formację sowiecką, która „wyzwalała” Polskę i Polaków po okupacji niemieckiej. Przykładów dość egzotycznych pociągnięć finansowych Hanny Gronkiewicz-Waltz, w tym w sferze polityki kulturalnej można byłoby przytaczać więcej, co szczególnie mogłoby mieć znaczenie, gdyby większość czytających te słowa związana była z naszą stolicą i jej życiem kulturalnym. Skąd zatem ten felieton w tym miejscu.
Skoro Warszawy nie stać na przyjęcie bezcennych dzieł nieżyjącego już Zdzisława Beksińskiego – jednego z najwybitniejszych współczesnych polskich malarzy, rzeźbiarzy rysowników i grafików komputerowych, to może niech tę kolekcję weźmie inne miasto? Może Ząbkowice Śląskie, których jestem mieszkańcem, a których budżet na kulturę jest od czterech lat praktycznie niemal w całości przejadany na imprezy masowe z udziałem kiełbasy i piwa. Może Kłodzko, które – jak zdążyłem się przekonać przez kilkunaście miesięcy – urasta do roli regionalnego ośrodka kultury. Może Świdnica, która jest miastem tchnącym wieloma energiami i stanowi ważny punkt na mapie Dolnego Śląska. Zapewne mógłbym wymieniać kolejne miasta i miejscowości – na przykład …Srebrną Górę, która choć położona niezbyt blisko głównych traktów komunikacyjnych, przyciąga artystów i ludzi poszukujących estetycznych wrażeń. Skoro stolica nie chce, to po niej każde inne miasto jest równie dobrym kandydatem, by przygarnąć dobra, które mogą się stać skarbem i magnesem miejsca, w jakim zostaną przyjęte. Pewności nie mam, ale nie wierzę, aby po namyśle, nasi samorządowcy i środowiska kulturalne nie znalazły środków na to, by dorobek Zdzisława Beksińskiego miał swój punkt, do którego przybywać będą wszyscy upatrujący inspiracji i wartości w dziełach polskiego artysty. Jeśli ten unikalny zbiór ma się rozsypać po różnych galeriach i willach wg kryterium zasobności nabywców aukcyjnych, to lepiej, aby trafił w jedno miejsce. To nic, że biografia Beksińskiego nie ma punktów zaczepienia na naszym terenie.
Sztuka zasługuje na publiczny mecenat, o co szczerze apeluję do panów starostów, prezydenta, burmistrzów i wójtów, także do radnych, działaczy kultury i urzędników odpowiedzialnych za lokalne polityki kulturalne. Panie i Panowie – weźmy Beksińskiego!
Krzysztof Kotowicz
Ikona: Facebook – Tygodnik „Do Rzeczy”
Wygląda na to, że dziś w Polsce artyści są w wielkim poważaniu, nawet ci najwięksi. Poza tym myślę, że gdyby miasto, takie jak Ząbkowice, zdecydowało się na zakup choćby jednego obrazu z kolekcji Beksińskiego, czy kogokolwiek innego, to prawie ze stu procentową pewnością podniesiono by larum. Niby komu tutaj to potrzebne. Kiełbasa, piwo, obwarzanki i zabawa przy muzyce do późnych godzin nocnych i owszem. Ot populizm. Zresztą nic dziwnego. Ludziska zawsze wolały takie imprezy. Do kultury, choćby przez całkiem niewielkie „k” i sztuki przez duże „S” społeczeństwo trzeba wychować.I tu (o zgrozo!) wstydliwy jednak ukłon do lat przeszłych, kiedy to telewizja (wówczas wyłącznie publiczna) pokazywała w każdy poniedziałek po dzienniku teatr (z fachową przedmową), a w nim sztuki Witkacego, Mrożka, Gombrowicza, Różewicza i naszych romantyków, co to ich dziś próbuje się tylnymi drzwiami wyprowadzać ze szkół, a w sobotę czy niedzielę raczyło się widza magazynem kulturalnym „Pegaz”, pełnym relacji z wystaw w galeriach nie mających nic wspólnego z domami handlowymi. Dziś telewizje oferują łatwą rozrywkę, często banalne, ale wesołe kabarety, relacje z meczów, najczęściej sztancowe seriale i filmy na modłę amerykańską z małymi wyjątkami. No i kłótnie polityczne, afery w typie choćby tej ostatniej „spisku kelnerów”. Tyle naszej kulturalnej rozrywki (to ostatnie wraz z mocnymi akcentami dzieciobójstw, chyba zastępuje nam niegdysiejszy czwartkowy teatr sensacji „Kobra”. Sam Pan widzi drogi Autorze artykułu o niechcianej kolekcji Beksińskiego, że nie ma dla niej miejsca w „żadnej gospodzie”, ani w stolicy, ani w powiecie czy gminie – gdzieś w Polsce. Pewnie rozejdzie się pomiędzy kolekcjonery, może krajowe, może zagraniczne. Zresztą kogo to obchodzi? „Wesele” Wyspiańskiego niezmiennie aktualne. Nie próbujcie wywalać tego dramatu ze szkół. Gdyby ktoś się poważył, to tak jak wyrzucić z okna na bruk fortepian Chopina. Tam jest sama prawda o nas – współczesnych.