>> Popatrz – na tej scenie gramy tylko my, w tę noc czy w życie dziś nas wiedzie ta rozmowa. (…) Popatrz – most nad rzeką zdarzeń wrasta w mrok w tę noc, czy w życie dziś nas wiedzie ta rozmowa mniej pewny teraz każdy krok. << Słowa z piosenki „Wieczór nad rzeką zdarzeń” oddają – chyba – najlepiej nastrój Ósmych Zaduszek Wokalnych.
To artystyczne wydarzenie jest już wpisane w kalendarz kulturalnych przeżyć każdej jesieni od kilku lat. Nie oznacza to jednak, że koncety zaduszkowe są w jakiś sposób konwencjonalne. To wręcz nie jest możliwe, bo Agata Bilińska i Roho Konar, czyli organizatorzy corocznych spotkań dokładają wszelkich starań, by ten szczególny listopadowy wieczór był niebanalny, niesztampowy (to od strony negatywnej) oraz niezwykły, niepowtarzalny i w jakimś sensie niekończący się (to od strony pozytywnej). Ta dychotomia jest potrzebna, bo przecież dzień zaduszny skupia uwagę wielu z nas (bodaj wszystkich) na zjawisku śmierci, odchodzenia, utraty, rozstania, czasem nieutulonej pamięci, innym razem gasnących wspomnień. A jesteśmy przecież w wirze życia, w toni spraw i okoliczności, które nas pociągają, niekiedy i wciągają. Kłodzkie Zaduszki Wokalne są naprawdę estetyczną klamrą drugiego dnia listopada.
Tak też było i w tym roku. Koncert rozpoczął się minireceitalem duetu Abi & Roho. Nie byłbym sobą, gdybym się nie przyznał, że urok głosu Agaty i moc gry gitarowej Roho stanowiły fantastyczny wstęp. Porównując to trochę do doznań zwiazanych z lataniem samolotem, mogę powiedzieć, że dzięki ich występowi osiągnęlismy „wysokość przelotową”. Oboje mają w sobie jakąś niewidzialną spójność brzmień. Są jednocześnie bardzo mocnymi muzycznymi indywidualnościami, ale to jak Agata śpiewa i Roho gra czyni ich nierozerwalną jednością. Gdy wymieniają się dyskretnymi uśmiechami, robi się cieplej wokół nich, choć muzyka, jaką darują słuchaczom, również tchnie energią. Bardzo, bardzo lubię Was słuchać…
Gdy na scenie pojawił się Kuba Badach oraz jego muzyczni partnerzy Jacek Piskorz (piano) i Maciej Kociński (saksofony), publiczność dała się przenieść w nieco inne klimaty (po osiągnięciu „wysokości przelotowej” pasażerowie mogą podziwiać piękno szybko zmieniających się krajobrazów). Artysta nawiązał do postaci swego wokalnego i scenicznego mentora, którym był Andrzej Zaucha. Śpiewając jego utwory nie replikował ich, lecz nadawał im swoje osobiste brzmienie. Kuba Badach w koncercie pod hasłem „Tribute to Andrzej Zaucha” przypomniał wydaną w 2009 r, płytę poświęconą pamięci wybitnego polskiego wokalisty. Miękki głos Kuby Badacha, w tle frazy genialnie grane na saksofonach oraz na pianinie, kreowały obfitą dawkę miłych przeżyć dla publiczności. Niecodziennie bowiem słuchać można takiej muzyki i takich słów na żywo. Kuba Badach był cały dla swoich słuchaczy. Dało się dostrzec jak bardzo zależy mu na każdym dźwięku, na ich harmonii. Kolejne piosenki dostarczały pięknie podanej pożywki dla pogodnej w gruncie rzeczy refleksji. Używając klawiatury komputerowej nie można oddać wszystkich wrażeń. Może uda się mi oddać choć ich cząstkę, jeśli napiszę, że chwilami przypominałem sobie różne obrazki z własnego życia. I były to sekwencje, do których lubię wracać…
Cytat na wstępie pochodzi z utworu Kuby Badacha, który był gwiazdą – zapowiadanego przez VVENA.PL – koncertu w Kłodzkim Centrum Kultury. W Kłodzku – już nie pierwszy raz – za sprawą muzyki i śpiewu mogłem znaleźć się wśród podróżujących do innego świata. Świata, w jakim jest więcej miejsca dla refleksji, dla zastanowienia się, dla – odważę się to stwierdzić – niemal filozoficznego rozważania o tych, którym coś zawdzięczamy i o tym, co im zawdzięczamy. Siła i głębia pięknych brzmień, jakimi zostałem obdarzony przez artystów sprawiły rozjaśniły Zaduszki. Ten dzień nie jest przecież po to, by pogrążać się w beznadziei i smutku, lecz pozwala odnaleźć prawdę, że śmierć nie kończy życia.
Krzysztof Kotowicz