Pewnie trochę zaskoczę tych, którzy czytali wczorajszą relację z II Świata na Sznurkach i Czempurytach. Przejdę bowiem w dzieleniu sie wrażeniami z bardzo udanego przeglądu sztuki teatru lalek zorganizowanego przez Teatr w Kłodzku, do ostatniego festiwalowego dnia. Jutro, kończąc moje „sprawozdanie”, wyjaśnię tę zmianę kolejności. Wprawdzie minęło już kilkanaście dni od bardzo udanego cyklu spotkań, to wrażeń nadal jest pełno.
Niewątpliwym wulkanem wrażeń było pokazane w trzecim dniu festiwalu – i zapowiadane przez VVENA.PL – przedstawienie „Dekameron” w wykonaniu Zdrojowego Teatru Animacji w Jeleniej Górze. Należące do kanonu światowej literatury dzieło Giovanniego Boccaccia to karuzela postaci i wachlarz człowieczych postaw. Choć umiejscowiona w określonym czasie i środowisku, zawiera zaskakująco uniwersalne spostrzeżenia. Jednych bulwersuje, innych zniesmacza, jeszcze innych ekscytuje. Adaptacji „Dekameronu”, jaką obejrzeliśmy w na Scenie Miejskiej w Kłodzku podjął się wybitny czeski reżyser Petr Nosalek. Doskonale połączył różne techniki teatralne. Reżyser już nie żyje, ale jego koncepcja sceniczna nadal jest konsumowana ku zadowoleniu publiczności. Większość kolejnych aktów widowiska grana jest prze aktorów, ale w niektórych scenach pojawiały się bardzo obficie lalki i maski. Fantastycznie zaaranżowana scenografia, oszałamiająca tęcza kostiumów, śmiałe choreograficznie ujęcia sceniczne stanowiły bezdyskusyjny atut widowiska. Lalki i maski oraz inne rekwizyty z kategorii teatru lalek zamieniły konwencjonalną prezentację „Dekameronu” w nasycony efektami pokaz sztuki teatralnej.
Całe pasmo dramaturgii i snute wewnątrz przez bohaterów sztuki opowiastki łączyło jedno: intryga. Nie będę się wdawać w interpretację Boccacia, bo od tego są znawcy literatury, ale jako zwyczajny widz, mogłem zobaczyć jak bardzo unoszące się nad kolejnymi wątkami smugi wymyślanych okoliczności spojone były właśnie intrygą. Nie wiem na ile współczesny widz, także widz w Kłodzku, w ten sposób patrzy na „Dekameron”, ale wielowarstwowość i wielokierunkowość intryg namalowanych w biegu zdarzeń zapisanych przez Boccacia, jak ulał pasuje i do naszych czasów. Pod pozorem erotycznych igraszek, podbojów i knowań, obserwujemy depersonifikację ludzi wdających się w następujące po sobie zdarzenia. Przedstawienie uchronione zostało przed pornografizacją (choć dzieci nie wpuściłbym na przedstawienie), a jednocześnie nie rezygnując z pikanterii, w swojej istocie było pytaniem: co jest celem naszej egzystencji? To ważne zagadnienie – cokolwiek sądzić o życiu swoim i życiu tych, z którymi na co dzień się spotykamy.
Krzysztof Kotowicz
PS: Jutro dokończenie relacji – mowa będzie o drugim dniu festiwalowym.