Polityka wdziera się w każdą przestrzeń naszego codziennego egzystowania i przenika nie tylko zwyczajowo kojarzące się z nią sfery. Na tle dość powszechnego odwrotu od polityki, refleksja politologiczna jawi się jako niemalże atak na intelektualne pokłady naszej wolności. Gdy jednakże okazuje się, iż zjawiska polityczne są odzwierciedleniem ludzkich postaw i międzyludzkich relacji, nasz umysł ze stanu uśpienia przechodzi w stan pobudzenia.
Taki – być może efekt – osiągnąć chcieli twórcy spektaklu „Ubu Król czyli Polacy” – zapowiadanego przez VVENA.PL jako finał (bardzo zresztą udanego) wiosennego sezonu teatralnego Teatru w Kłodzku. Trudno bowiem nie chcieć zrozumieć wielostrumieniowego i wielowarstwowego przekazu, z jakim twórcy przedstawienia zamierzali dotrzeć do widzów. Już samo ulokowanie widowni na scenie było znamienne, mieliśmy być nie na dystans, le tuż obok, a może (tak naprawdę) wewnątrz potoku fabuły. Zaryzykowałbym nawet tezę, że widzowie zostali wkomponowani w kolejne sekwencje, choć choreograficznie ich udział z natury rzeczy był zminimalizowany. Nie przez przypadek, raczej z premedytacją, aby skupić się nie na zewnętrznych gestach (tak bardzo przecenianych współcześnie), lecz na tym, co znaczą poszczególne akty, tworzące je słowa i niosące je scenerie. A zatem… Znajdując się w środku spraw, o jakich opowiadali aktorzy mogliśmy dowiedzieć się jak bardzo władza pociąga, jak bardzo pragnienie jej zdobycia ujawnia cynizm, i jak niesamowicie można zdeprawować, gdy jest już w ręku. Aluzje do okoliczności historycznych i współczesnych miały sugerować, iż spektakl jest rodzajem komentarza do aktualnych zdarzeń ze sceny politycznej? Prawdopodobnie tak, ale mam wrażenie, że warto przyznać się, że dla wielu z nas, wszelkie władztwo – tam gdzie nim dysponujemy – ma analogiczne znaczenie. Władanie bliskimi, osobami innej płci, pracownikami, słabszymi, mniej zorientowanymi, potrzebującymi może zdegenerować nie mniej, niż władza rozumiana stricte politycznie.
Adepci aktorstwa z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Bytomiu nadspodziewanie precyzyjnie skleili metaforę politologiczną z przenośnie ujętym opisem obszarów, w których bywamy rządzeni lub rządzimy. Perfekcyjna reżyseria Jerzego Stuhra wydobyła nawet najmniejsze cząstki wizji świata spisanej przez Alfreda Jarry. Należało zobaczyć przedstawienie, nawet jeśli indywidualne postrzeganie rzeczywistości, nawet jeśli subiektywnie umocowana wrażliwość estetyczna buntowały się wobec obrazów scenicznych do poziomu dyskomfortu. Napisać, że to było „dobre widowisko teatralne” byłoby strywializowaniem dzieła. Gdy coś zdawało się przytłaczające dla jednych, u inych wzbudzało uśmiech, to co przewidywalne, wcale nie było naturalną konsekwencją doświadczeń i obserwacji. Nie będę się wdawał w „streszczanie” spektaklu, lecz podejmę się ujawnienia czegoś więcej, jak wrażenia. Otóż widowisko pokazane na scenie Teatru w Kłodzku, postawiło bardzo stanowczo pytanie o stosunek wolnego człowieka do swojej wolności. Odpowiedź nie jest wcale taka oczywista… „Strzeżcie się szatana i jego pompy.”
Krzysztof Kotowicz
PS: Mam nadzieję, że Teatr w Kłodzku po wakacyjnej przerwie wróci z nowymi zaproszeniami dla publiczności. Miniony sezon był obfity i za to należą się słowa wdzięczności wszystkim animatorom kłodzkiego życia kulturalnego z Michałem Tramerem na czele. Było mi dane oglądać prawie wszystkie spektakle, więc to, co piszę o oczekiwaniu na kolejne mocne propozycje programowe, nie jest bezpodstawne. Do zobaczenia po letniej kanikule.