Nie ma czasów spokojnych. Nie ma okoliczności sprzyjających. Nie ma środowiska absolutnie bezpiecznego. To jakieś czarnowidztwo, ekspresja pesymizmu czy może opis sytuacji, w jakiej każdy człowiek znajduje się od pierwszych do ostatnich swoich chwil życia – życia doczesnego (o ile ktoś ma perspektywę eschatologiczną)? Może to próba racjonalizacji skrywającej bierne godzenie się z losem, skazanej na irracjonalne konsekwencje?
Jeśli współcześnie coś wymaga odwagi, to wielu z nas wymienia służbę żołnierzy, strażaków pożarnych, ratowników medycznych czy policjantów. Słysząc relacje o tym, że ktoś komuś uratował życie lub zdrowie czy też uniemożliwił jakiś desperacki czyn albo niebezpieczne zachowanie, mówimy o odważnej postawie człowieka. Odróżniamy też odwagę od brawury lub nieodpowiedzialności.
Uogólniając – odwagę kojarzymy z heroizmem, poświęceniem, śmiałością albo czymś, co dla jednych jest odruchem, dla innych świadomym wyborem, ale zawsze jest wewnętrznym imperatywem. Gdy to dostrzeżesz, odkryjesz coś o wiele głębszego.
- Męstwo jest zwykle określane jako moc umysłu pozwalająca przezwyciężyć strach. Znaczenie strachu wydawało się zbyt oczywiste, by zasługiwać na badanie. W ostatnich jednak dziesięcioleciach psychologia głębi wespół z filozofią egzystencjalistyczną doprowadziły do ostrego rozróżniania między strachem a lękiem oraz do dokładniejszych definicji tych pojęć.
- Analizy socjologiczne okresu, w którym żyjemy, zwracały uwagę na ważność lęku jako zjawiska grupowego. Literatura i sztuka uczyniły go głównym tematem twórczości, zarówno jeśli chodzi o treść, jak i formę. (…) Dzisiaj stało się niemal truizmem nazywanie naszych czasów „wiekiem lęku”.
Być może zdziwisz się, ale powyższe słowa napisano w latach 20. i 30. ubiegłego wieku. Autor pisał je w Niemczech, ale w 1933 r., uciekając przed represjami reżimu narodowo-socjalistycznego, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Autorem jest Paul Tillich – filozof, pastor, luteranin, urodzony na terenie obecnego województwa lubuskiego. Książkę, na której opieram niniejsze rozważanie, wydał dopiero w 1950 r. Nosi ona tytuł „Męstwo bycia”. Mimo upływu niemal stulecia od spisania jej rozdziałów, uchodzi wciąż za fascynujący rekonesans po ewolucji myślenia o tym, co sprawia, że człowiek jest sobą, że może być sobą, że powinien być sobą. Nawet wtedy, gdy otaczająca go rzeczywistość zdaje się przekonywać do czegoś innego…
- Do rezygnacji z siebie. (…) Strach i lęk są czymś różnym, jednak nie oddzielonym jedno od drugiego. (…) Strach kłuje żądłem lęku, a lęk ma tendencje do przeradzania się w strach.
- Lęk i strach mają to samo źródło ontologiczne, lecz w rzeczywistości nie są tym samym. Ta powszechnie znana prawda była podkreślana i przeceniana w takim stopniu, że może pojawić się reakcja wymierzona nie tylko w to, co przesadne, lecz także w to, co prawdziwe w tym rozróżnieniu.
- Strach w przeciwieństwie do lęku ma określony przedmiot (…), który można zobaczyć, analizować, atakować, podjąć. Można nań oddziaływać i oddziałując uczestniczyć w nim – również w formie walki. Męstwo pozwala stawić czoło każdemu przedmiotowi strachu, gdyż jest on właśnie przedmiotem (…).
- Inaczej wygląda sprawa w przypadku lęku, gdyż lęk nie ma przedmiotu czy raczej, mówiąc paradoksalnie, jego „przedmiotem” jest negacja każdego przedmiotu. Dlatego uczestnictwo, walka i miłość są tutaj niemożliwe. Dotknięty lękiem nie może, jeśli to jest lęk czysty, liczyć na żadną pomoc. Bezradność towarzysząca lękowi (…) objawia się utratą orientacji, reakcjami nieprzystosowania, brakiem „intencjonalności” (odniesienia do rozumnych treści poznania czy woli). (…) Jedyny „przedmiot” stanowi sama groźba, jednakże nie źródło groźby, gdyż tym jest nicość.
Oba stany (strach i lęk) nie są niepokonalne. Doświadczenie (moje, a może i Twoje) podpowiada, że alternatywą, czymś, co w dużym skrócie określić da się jako antidotum na strach czy lęk, jest twórczość. Rozumiana jak najszerzej i zarazem sięgająca głęboko i wysoko, wyrażająca się w mikroskopijnych (z kosmicznej perspektywy) formach, jak i w skali makro (gdy patrzeć przez pryzmat jednostki). Jest tylko jeden i aż jeden próg, aby znaleźć się w dystansie do strachu i lęku, nawet gdy one nas zupełnie nie opuszczają i gdzieś czujemy ich podmuch w myślach, uczuciach, doznaniach, doświadczeniach, relacjach.
- Niebyt zagraża całemu człowiekowi, dlatego też stanowi groźbę dla jego duchowej (…) samoafirmacji. Duchowa samoafirmacja ma miejsce zawsze, kiedy człowiek żyje twórczo w różnych sferach znaczenia. Termin „twórcza” w tym kontekście nie oznacza oryginalnej twórczości będącej domeną geniuszu, lecz życie spontaniczne, w akcji i reakcji, z treściami danego życia kulturalnego. Aby być duchowo twórczym, człowiek nie musi działać jako artysta, naukowiec czy mąż stanu, lecz powinien umieć uczestniczyć rozumnie w ich dokonaniach.
- Każdy, kto żyje twórczo wśród posiadających znaczenie rzeczy, potwierdza siebie jako tego, kto twórczo przyjmuje i przeobraża rzeczywistość. (…) Kocha te treści dlatego, że stanowią jego własne spełnienie i dlatego, że urzeczywistniają się dzięki niemu. Naukowiec kocha zarówno odkrywaną przez siebie prawdę, jak i siebie, ponieważ to on ją odkrywa. Porywa go treść odkrycia.
- Przeżycie tego rodzaju wymaga, by życie duchowe traktować poważnie, by było ono sprawą racji ostatecznych. To znów zakłada, że w nim i przez nie manifestuje się ostateczna rzeczywistość. Duchowemu życiu, w którym się tego nie doświadcza, zagraża niebyt w dwóch postaciach, w jakich atakuje on duchową samoafirmację: w postaci pustki i bezsensu.
W tym właśnie punkcie, na który tak finezyjnie i plastycznie naprowadza Paul Tillich, znajdujemy (czyżby profetyczny?) obraz zjawiska toczącego XXI-wieczną ludzkość w sposób – wedle statystyk – zatrważający. Kto z nas nie zetknął się lub nie słyszał o frustracji, wypaleniu zawodowym, braku wiary w siebie, autoagresji, skłonnościach suicydalnych, depresji, zakłóceniach tożsamościowych?
- Ból rozpaczy polega na tym, że uświadamiam swą niezdolność afirmowania siebie z powodu mocy niebytu. (…) Na próżno chcę wyzwolić się z samego siebie. Pojawia się rozpacz w postaci podwójnej – jako rozpaczliwa próba wymknięcia się rozpaczy. Gdyby lęk dotyczył jedynie losu i śmierci, dobrowolna śmierć byłaby drogą ucieczki od rozpaczy. Potrzebnym męstwem okazałoby się męstwo decyzji „nie być”.
- Jednakże rozpacz odnosi się także do winy i do jej potępienia. Nie ma przy tym sposobu wymknięcia się jej, nawet przez samonegację. Samobójstwo może uwolnić człowieka – o czym wiedzieli stoicy – od lęku przed losem i śmiercią. Nie może – o czym wiedzą chrześcijanie – uwolnić od lęku przed winą i potępieniem.
- Lęk patologiczny jest stanem lęku egzystencjalnego występującego w specjalnych okolicznościach. (…) Męstwo nie usuwa lęku (…), lecz scala w sobie (bierze na siebie) lęk przed niebytem. Jest samoafirmacją „mimo czegoś”. Ten, kto postępuje mężnie, bierze na siebie przez swoją samoafirmację lęk przed niebytem. (…) Lęk zwraca nas ku męstwu, inaczej alternatywą byłaby rozpacz.
Pierwszym krokiem do męstwa staje się myśl uformowana w słowo. Bez słowa niosącego myśl, nie można wyjść na spotkanie przeciwnościom, a tym bardziej je pokonać. Na słowie (myślanym, pisanym, mówionym, tkanym w przeróżnych formach sztuki i szerzej kultury rozumianej jako przeobrażanie czy tworzenie) nie można się zatrzymać, ale też bez niego każdy ludzki akt (a więc i aktywność) są próżne pod względem znaczeniowym.
- Język daje człowiekowi możność abstrahowania od danych konkretnych, a po dokonaniu abstrakcji – powrotu do konkretnego przedmiotu abstrakcji w celu dokonania interpretacji i swoistego przekształcenia. Najbardziej witalnym bytem jest ten, który włada słowem, i który jest przez to słowo wyzwalany z przywiązania do danych.
- Już w samym spotkaniu z rzeczywistością człowiek wykracza poza to spotkanie. Ma wiedzę o nim, dokonuje porównań, podlega kuszeniu przez inne możliwości, uprzedza przyszłość, tak jak pamięta o przeszłości. To jest jego wolność i na tej wolności zasadza się siła jego życia. Jest to źródło witalności człowieka.
Nie obawiam się zmęczenia złożonością tych rozważań, bo zakładam, że czytający je nie muszą, lecz chcą (lub zechcą) uzyskać dystans od własnych lęków i strachów. Sam się z nimi zmagam na co dzień i to w stopniu niekiedy bliskim utrapieniu, a innym razem zawstydzająco nieskutecznie. Mam przed sobą rzeczywistość jakby coraz twardszą i zimniejszą tam, gdzie spodziewać mógłbym się czułości lub coraz bardziej śliską i mglistą tam, gdzie silne jest we mnie pragnienie czytelności i wyrazistości. Szukamy zatem tego samego i chyba przeczuwam(y) to samo…?
- Decydującym wydarzeniem leżącym u podstaw dwudziestowiecznego poszukiwania sensu i wypływającej stąd rozpaczy jest utrata Boga w stuleciu poprzednim. Feuerbach eliminuje Boga, sprowadzając Go do objawiającego się w sercu ludzkim pragnienia nieskończoności; Marks tłumaczył Go jako ideologiczną próbę wzniesienia się ponad daną rzeczywistość; Nietzsche mówił o osłabieniu woli życia. W rezultacie ogłoszono, że „Bóg umarł”, a wraz z Nim cały system wartości i znaczeń. Tę „śmierć Boga” odczuwa się zarówno jako stratę, jak i wyzwolenie. Prowadzi ona człowieka albo do nihilizmu, albo do męstwa integrującego niebyt.
- Należy zapytać: co to jest „ja”, które potwierdza siebie? Radykalny egzystencjalizm odpowiada: jest ono tym, co uczyni z siebie.
- Biegun indywidualizacji wyraża się w doświadczeniu religijnym w postaci osobistego spotkania z Bogiem. Pochodzące stąd męstwo jest męstwem ufności w osobową rzeczywistość objawiającą się w religijnym doświadczeniu. (…) Można ten stosunek nazwać osobistą komunią ze źródłem męstwa. (…) Męstwo bycia w tym aspekcie to męstwo zaakceptowania przebaczenia grzechów nie jako abstrakcyjnego stwierdzenia, lecz jako fundamentalnego doświadczenia w spotkaniu z Bogiem.
- Kościół, który wznosi się w swym posłannictwie i w swym oddaniu ku Bogu (…), jest zdolny pośredniczyć w męstwie integrującym wątpienie i bezsens. To może uczynić jedynie Kościół dźwigający Krzyż. Kościół głoszący Ukrzyżowanego, który krzyczał do Boga, pozostającego Jego Bogiem, w chwili, kiedy Bóg, któremu ufał, zostawił Go w mrokach wątpienia i bezsensu. Być w takim Kościele jako część znaczy otrzymać męstwo, w którym człowiek nie może zgubić swego „ja”, i w którym otrzymuje swój świat.
Męstwo – w każdej epoce naszej cywilizacji, w każdej fazie naszego indywidualnego czy wspólnotowego (zbiorowego) trwania – jest zdolnością dokonywania wyboru. Ujawnia predyspozycję człowieka do wkraczania w przedmiot strachu, by przekuwać go w motyw odwagi. Wyzwala nadzieję, dzięki której lęk nie jest już grobowym głazem.
Przekraczając własne „ja”, nie odrzucając go jednocześnie, ale wręcz akcentując je, wkraczamy na ubitą glebę danej nam rzeczywistości. Na niej męstwo zmaga się z rozpaczą i jest to bój o coś więcej niż życie. To jest bitwa, w której tam, gdzie mroki nicości czynią bezsensowne spustoszenie na biograficznych i historycznych traktach, jedynie horyzont nieskończoności jest źródłem światła.
Krzysztof Kotowicz
- TERAZ: Paul Tillich, Męstwo bycia, Éditions du Dialogue, Paryż, 1983
- POPRZEDNIO: Krystyna Czuba, Media i władza, Inicjatywa Wydawnicza AD ASTRA, Warszawa, 1994
- W CYKLU #BLIŻEJ SŁOWA: Dziękuję za przeczytanie publikacji. Przekaż ją dalej, jeśli uważasz, że warto. Odpowiedz, jeśli chcesz i możesz, w publicznym komentarzu lub prywatnej wiadomości.
Komentarze 1