W rejs wybierają się osoby, które chcą spełnić ostatnie życzenie zmarłej śpiewaczki operowej, Edmei Tetui i pożegnać ją podczas morskiej wyprawy zwieńczonej rozsypaniem prochów.
Żałobna podróż w gronie dystyngowanych gości wydaje się być słodko-gorzkim zbiorowiskiem próżności i luksusu, zazdrości i bufonady. To zagranie w stylu Federico Felliniego, mistrza igrania z obrazem i słowem, który w filmie „A statek płynie” zaprasza do królestwa wybujałych osobowości. Rozkochani w operze, wyszukanym jedzeniu i pięknych strojach pasażerowie, wchodzący na pokład luksusowego statku transatlantyckiego, nie przeczuwają, że schyłek świata do jakiego przywykli, właśnie się rozpoczął. W 1914 roku z portu w Neapolu wypływa statek z dostojnymi pasażerami, nikt nie spodziewa się nadchodzącej katastrofy.
Film Federico Felliniego „A statek płynie” powstał w 1983 roku, teraz reżyser Wojciech Kościelniak przenosi obraz włoskiego mistrza w ramy sztuki musicalowo-operowej. Zarówno u włoskiego, jak i polskiego twórcy, marynistyczne tło dopełniają scenografia i kostiumy nawiązujące do 1914 roku. Detaliczny przepych wydaje się reprezentować niezatapialny status quo rozkapryszonej arystokracji, niepohamowanie korzystającej z immunitetu władzy. Elitarną wyprawę niespodziewanie zakłóca wiadomość, że na pokładzie statku znajdują się serbscy uchodźcy. W Sarajewie zamordowano właśnie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, następcę tronu Austro-Węgier. Podczas gdy pasażerowie luksusowego okrętu korzystają z wygód statusu społecznego, świat, w którym owe przywileje nabyli, nieodwracalnie się kończy. Nie ma wyjścia awaryjnego zarówno z siejącej zniszczenie I wojny światowej, jak i statku, bogato zastawionego relikwiami znikającej rzeczywistości. Niespodziewanie następuje zmiana epok, której towarzyszy degradacja dorobku pokoleń. Te przykre wieści wydają się jednak odległe dla pasażerów oceanicznej wyprawy, zajętych swoimi sprawami, które dzieją się w ich mikroświecie. Czuć powiew miłości i miłostek, rywalizacji o miano najlepszego głosu operowego, zagubionych tożsamości, wielkiej tęsknoty. Pokład statku to pływający parkiet dla balu wyrazistych osobistości, na którym każdy, skrycie lub wręcz przeciwnie, chciałby prowadzić. Wszystkiemu przygląda się dusza Edmei Tetui, przysłuchująca się rozmowom na swój temat pełnym rozbieżności w ocenie jej osoby. Czy Edmea Tetua ukształtowała swoją tożsamość i legendę na opiniach innych? A może śmiałe wypowiedzi jej wielbicieli więcej mówią o nich samych niż o wybitnej śpiewaczce?