Czasy, w których człowiek po raz pierwszy znalazł się w orbicie okołoziemskiej są już ubiegłowieczną historią, podobnie zresztą jak dzień, gdy ludzka stopa po raz pierwszy została postawiona na Księżycu. Współcześnie przedstawiciele cywilizacji ziemskiej podążać chcą ku planecie Mars, a sondy kosmiczne mkną ku przestrzeniom znajdującym się w odległościach liczonych w latach świetlnych.
Tymczasem gwiazdy, nawet jeśli już ich nie ma, wciąż świecą na firmamencie czyniąc nasz globalny świat – przynajmniej epizodycznie – piękniejszym. Mają moc odbierania wstrętnościom świata monopolu czy nawet prymatu nad kształtowaniem horyzontu, po który sięgamy wiedzą i wyobraźnią, i za który prowadzą nas pamięć i nadzieja przyszłości bez końca. Gwiazdy te mają swoje nazwy, dzięki matematyce i astronomii wiemy, gdzie ich szukać, a nasze liryczne wnętrza podpowiadają nam, że warto wznieść wzrok wyżej, by dostrzec je, dać się im pociągnąć ku pięknu, może nawet ku transcendencji.
W kieracie codzienności nie mamy częstokroć czasu, bywa, że i sił, aby wznieść się ponad perspektywę goniących nas obowiązków i naglących potrzeb. Rzeczywistość wyzwalająca nas od tych limitów nie wymusza na nas niczego, ale szczęśliwie daje o sobie znać snopami świateł, impulsami niedopowiedzeń i inspiracjami metafor. Można się zatem znaleźć bliżej owych gwiazd, o jakich wspomniałem wyżej, a które uwalniają nasze umysły i serca od permanentności przeróżnych niemożności, nieprawdopodobności czy nie spełnialności. Tak właśnie było podczas koncertu „Open Stars”, który poprzedzając kalendarzową wiosnę, był nie tylko symptomem nadchodzącej pory roku, ale też momentem rozchmurzenia się nieba nad nami, za sprawą czego dane było uczestnikom wydarzenia zauważyć wspomniane już gwiazdy. Nawet można było je usłyszeć. Mieliśmy bowiem istną plejadę gwiazd emanujących poprzez utalentowane dziewczęce i kobiece głosy, poprzez wibracje wywoływane przez gitarzystę, a wszystko uwieczniali przez obiektywy astronomowie estetycznych przeżyć.
Animatorzy spotkania w kłodzkiej kawiarni „Pan Kawka” – Agata Bilińska i Roho Konar zaaranżowali wojaż po emocjach, przesłaniach i brzmieniach o różnych barwach muzycznych. Każda z wokalistek – czy to w występach solo, czy w chóralnych konstelacjach – wnosiła w tę eskapadę indywidualny wątek. Orbity słów i trajektorie nut przenosiły słuchaczy (widzów?) na estetyczne antypody nie tylko w stosunku do aktualnie modnych dźwiękowych klimatyzacji – bo nie klimatów! – ale także w różne galaktyczne zakątki.
Popisy były w następującej kolejności: Agata Bilińska i Roho Konar – „Power”, zespół Open Vocal: Amelia Wróblewska, Laura Wodejko, Amelia Pinkiewicz, Katarzyna Woźnicka, Natalia Chłanda, Wiktoria Sadowska, Maja Bogdał, Milena Gajek – „Masz przewrócone w głowie”, Wiktoria Sadowska oraz chórek: Laura Wodejko, Natalia Chłanda i Amelia Pinkiewicz – „Don’t know why”, Maja Bogdał oraz chórek: Katarzyna Woźnicka, Amelia Wróblewska, Milena Gajek – „Old and wise”, Milena Gajek oraz chórek: Maja Bogdał, Katarzyna Woźnicka, Amelia Wróblewska – „Piece of my heart”, Laura Wodejko oraz chórek: Amelia Pinkiewicz, Wiktoria Sadowska, Natalia Chłanda – „Lovin you”, Katarzyna Woźnicka – „Anyone”, Amelia Wróblewska oraz chórek: Katarzyna Woźnicka, Maja Bogdał, Milena Gajek – „I had a chat”, zespół „Soul Mama”: Agata Bilińska, Anna Gajek, Ewa Seweryn, Emilia Wojciechowska, Małgorzata Hajduk, Joanna Jakubowicz, Ewa Mikołajczak – „We don’t have that much time together” i „Sledgehammer”, zespół Open Vocal: Amelia Wróblewska, Laura Wodejko, Amelia Pinkiewicz, Katarzyna Woźnicka, Natalia Chłanda, Wiktoria Sadowska, Maja Bogdał, Milena Gajek – „Overpass graffiti” i „Amazing”, Milena Gajek i Agata Bilińska oraz Roho Konar (gitara) – „Creep”. Był zatem przekrój skal głosu i jego barw, były przeróżne motywy melodyczne i było przemożne muzyczne rozkołysanie wprawiające w rodzaj astronautycznej nieważkości. Odrywające od jednostronności sił ciężkości i uwalniające od brzmieniowej monotypiczności. Zapewne każdy muzycznie intergalaktyczny wędrowca znajdzie w powyższym wykazie bliską sobie planetę, gwiazdę lub cały „muzyczny szlak” na wzór Drogi Mlecznej.
Najsilniejsze przyciąganie dotknęło mnie w trakcie występu Katarzyny Woźnickiej. Wybór wykreowanej w 2018 roku i zaśpiewanej po raz pierwszy w roku 2020 ballady „Anyone” z jakże wieloznacznego i wielokierunkowego repertuaru Demi Lovato i interpretacja niesamowicie utalentowanej wokalistki była jak lot rakietą pomiędzy meteorytami. Opowiedziałem szerzej o doznaniach i przemyśleniach na tle tego popisu na moim blogu. Przyznam, że nadal po moim wnętrzu krążą „audio” i „video” występu Katarzyny – jak się zdaje poprowadzony przez tę dziewczynę rajd w „deszczu gwiazd” pozostawił więcej, niż jedynie artystyczne wspomnienie. Zaszła bowiem tego właśnie dnia jakaś przedziwna koherencja pomiędzy przesłaniem „Anyone” wyśpiewanym przez Katarzynę a moim wewnętrznym stanem…
Zakołysała mną druga tego wieczoru ballada „Old and wise” – Maja Bogdał znalazła w tej piosence te nuty i te słowa, które znów – jak ulał – wpisywały się w moje osobiste przeżycia ostatniego czasu. Alan Parsons w 1982 roku zaśpiewał ten utwór i wtedy jeszcze zupełnie nie myślałem, jak to jest być „starym”, a i do dzisiaj jeszcze nie wiem, jak to jest być „mądrym”. A tu masz! Młodziutka wokalistka wydobywa z bliskiej mojej melodycznej wrażliwości lirykę i jakże refleksyjne frazy. Maja uczyniła z to charakterystycznym dla siebie ciepłem i subtelnością, a przecież śpiewała o tak zwanych „poważnych sprawach”.
Osobnym etapem wojażu z kosmodromu „Open Vocal Art. School” były występy Mileny Gajek. Niedawno – jak to się mawia medialnie – stało się o tej dziewczynie niezwykle zdolnej i stale rozwijającej umiejętności wokalne za sprawą występu w telewizyjnym formacie The Voice of Kids nadawanym przez TVP. Jednak jej śpiewanie to już dłuższa historia i z pewnością to dopiero lot wznoszący. W trakcie koncertu „Open Stars” Milena potwierdziła, że śpiew może się dla niej stawać coraz ważniejszym ogniwem osobistego rozwoju. Pamiętam, gdy chyba po raz pierwszy stanęła w gronie koleżanek z kłodzkiej szkoły śpiewu i mimo, że była od nich młodsza, bardzo chciała dogonić je wokalnie. Teraz jest w samym kokpicie mknąć ku nowym scenicznym terytoriom.
O każdym z występów podczas „Open Stars” można powiedzieć czy napisać więcej, lecz nie w wielosłowiu niniejszej relacji jest ich wartość czy moc. Każda z wokalistek nosi w sobie moc gwiazd, rzec można nieco metaforycznie. Kto był na koncercie, to wie, a kto nie był, niech uwierzy i przybędzie na następne spotkanie zasygnalizowane już na apogeum wiosny.
Dobrze jest wracać „na ziemię” z tak pasjonującej podróży i uzmysłowić sobie po czasie, że widziany teraz firmament to antycypacja gwieździstej różnorodności, po jaką warto sięgać choć raz na jakiś czas. Za której dar warto dziękować wykonawczyniom i twórcom spotkania. Do jakiej można tęsknić tuż po tym, gdy ponownie stoimy twardo na ziemi. Teraz można się inspirować świadomością, że nieboskłon nie ogranicza („the sky is not the limit”).
RELACJA, FOTO, VIDEO: Krzysztof Kotowicz
Komentarze 1