Nie bardzo umiem skomentować czegoś, co w istocie jest improwizacją, przeczuciem, które w obu wymiarach w jakiś dziwny sposób ziszcza się po dwóch latach od napisania tego utworu. Wobec zawirowań historii, przemian środowiskowych, zarówno w wymiarze politycznym, gospodarczym i każdym innym, jednostka ludzka jest zaledwie trybikiem, m a r i o n e t k ą w rękach Absolutu, skazaną na skutki zawirowania środowiska w jakim przyszło jej żyć.
Co da się zmienić? Jak nie dać się pochłonąć żywiołom? Czy nadejdzie oczekiwany wschód, który rozproszonym światłem ułagodzi kontury ostro kontrastującej nocy? W takim właśnie kontekście jakoś bliskim stał się mi obecnie wiersz „Przeczucie zbliżającym się wschodem”. Istniejący w nim – oprócz oczywiście p o w i e r z c h n i o w e g o wątku obrazującego niepokoje świata wschodu, ale i świata wschodem (Egipt, Syria) – uzewnętrzniony tu mój osobisty, jak sądzę dobrze uwidoczniony, ludzki niepokój.
Przeczucie zbliżającym się wschodem (improwizacja) Ciemna już noc, a ja wciąż piszę. Cofam litery, a one się tłoczą, bezpańskie, pełne obaw, gną się i łamią w zniecierpliwieniach. Piętrzą wersami w żłobionych kolumnach i zanim zamkną się w myśl jakąś proroczą, nim zmartwychwstaną, truchleją wpierw w trumnach. Na końcu kropkę postawią nad i… zaraz potem zimnym się obleją, złośliwe i krnąbrne. Porwane oddechem ssącym, na wzór listowia, co w uniesieniach wiruje, szaleją wołaniem głuchym zjeżone jak wilki, gdy owładnięty wpływem księżyca, wyciem na strzępy zgłoski rozrywam, wyklęty i niezrozumiały, bełkocząc i bluźniąc imię twe przyzywam. Szczery do bólu i bez obawy, tracąc swój wymiar i znaczenie niknę, rozpływam się we mgle. Na scenie nagi, na skrzypiących deskach tańcząc jak niedźwiedź w takt bicza i pałki, roztrącając zajadłe, krwi rządne pieski, koziołki fikam. Przechwałki? Dzisiaj na piasku kreślę – arabeski. 27032011
Krzysztof Abrahamowicz
Ikona: Krzysztof Abrahamowicz – „Marionetka” – linoryt