Przejaskrawienie, przerysowanie, przeakcentowanie. Lubię w teatrze niejednoznaczność, gdy jednak kolejne frazy i sceny widowiska wyolbrzymiają niedopowiedzenia do poziomu jednoznaczności, wtedy mamy – jak się zdaje – do czynienia ze skrzywieniem efektu tkwiącego w zamyśle twórcy dramatu w kierunku demonstracji punktu widzenia reżysera.
Nie jestem admiratorem twórczości Witolda Gombrowicza, lecz nie odmawiam jej, cechującej sól w potrawie, niezbędności w ogólnym dyskursie, jaki dzięki sztuce możemy prowadzić także po spektaklu czy tym bardziej po przeczytaniu dzieła. Mój dystans do tekstów niewątpliwie wybitnego powieściopisarza i dramaturga ma raczej podłoże estetyczne, niż intelektualne. Z tego powodu zapewne „oryginały” nieco mnie niepokoją, ale „przeróbki” tym bardziej. Tak też stało się z obejrzanym kilka dni temu przedstawieniem „Ferdydurke” w wykonaniu zespołu aktorskiego Wrocławskiego Teatru Lalek. W ramach cennej akcji „Teatr Polska” obejrzeć można było w Kłodzku spektakl, który z całą pewnością był wart wysiłku myślowego. Niezależnie od nierównej temperatury sztuki aktorskiej, polaryzacja świata ustalonych norm i świata nie poddającego się tym ustaleniom, jest sama w sobie pasjonującym procesem. Poniekąd uczestniczymy w nim na co dzień, choć może zbyt często zbyt pasywnie. Nie domagałbym się od twórców widowiska teatralnego, aby się opowiedzieli po którejkolwiek ze stron, ale chciałbym, by je zakreślili. Tego zabrakło, a może wymykające się spod kontroli rock’owe efekty brzmieniowe przytłumiły momenty ich wyznaczania?
Osobiście nie jestem przekonany do konieczności używania werbalnych i wizualnych żyletek, tam gdzie wystarczy oczywiste nazewnictwo i czytelne gesty. Czułem też pewien dyskomfort, widząc bardzo młodą publiczność przyglądającą się z kinowym ekwipunkiem (cola, chipsy, komórka) w ręku scenkom drażniącym oko dorosłego człowieka. Jeśli jestem – wyrażając tę opinię – przykładem braku postępowości, to proszę o wyrozumiałość mając na uwadze mój wiek i pewien stopień przywiązania do „formy”….
Niezależnie od krytycznego spojrzenia na wrocławską „Ferdydurke” w Kłodzku i zapowiadaną przez Portal VVENA.PL, mam olbrzymi szacunek dla animatorów Teatru w Kłodzku, że tegorocznej jesieni interesująco organizują czas sympatykom Melpomeny.
Krzysztof Kotowicz