Niecodziennie usłyszeć można tak wiele naturalnych brzmień na tak niewielkiej przestrzeni i w tak krótkim czasie. Prawdziwość każdego z dźwięków można było …ujrzeć na własne oczy. Miejsce wydarzenia jest bardzo kameralne, co uczyniło z koncertu doświadczenie …niemal intymne. Występ trwał tak długo, jak było to zaplanowane, ale i tak …za krótko w stosunku do tego, co wśród przybyłych wzbudziła feria wibracji, jakimi publiczność została obdarowana w trakcie recitalu Angela Gaber TRIO.
Koncert był zapowiadany przez Portal VVENA.PL jako wieczór, w trakcie którego usłyszymy „głos z głębi Bieszczad”. Prowadzący to wydarzenie Krzysztof Kubański z Fiesta Music (organizatora głównego koncertu) zaintrygował publiczność mówiąc, iż muzyka, jaką usłyszy publiczność zgromadzona w restauracji hotelu „Dolnośląski” w Ząbkowicach Śląskich (stanowiącej od paru lat nieformalną ekskluzywną salę koncertową), wszystkich obecnych zanurzy w nieznanych brzmieniach. I tak też się działo.
Było to spotkanie z tajemniczo pociągającym głosem Angeli Gaber oraz ferią dźwięków w sposób absolutnie zaskakujący powstających przed zebraną publicznością. Żaden z wykonanych utworów nie był podobny do poprzedniego, choć łączył je klimat ethno. Były teksty śpiewane w języku polskim i językach innych narodów słowiańskich. Wszystkie kompozycje, dzięki mistrzostwu towarzyszących jej muzyków Aleksandra Czikmakowa fantazyjnie grającego na gitarze oraz Ernesta Drelicha – energetycznie wydobywającego dźwięki z conga, bongosów, djembe i didgeridoo, tworzyły razem gęstą warstwę …muzycznej trawy. Po niej – boso – w niesamowicie kobiecej ekspresji spacerowała swoim śpiewem Angela Gaber. Śpiewając, pokrzykując, piszcząc, wokalizując tworzyła aurę niejako odpowiadającą jej imieniu. Mimika, gesty dłoni, mowa całego ciała dodawały jej wokalnemu popisowi także fenomenalnej (czytaj: unikalnej) wizualnej maestrii. Angeli nie można było nie słuchać i nie można też było od niej oderwać oczu.
Tonacja światła scenicznego i doskonale prowadzony przez akustyków dźwięk, czyniły śpiew Angeli i granie będących z nią muzyków, zjawiskiem intensywniejszym, niż zwyczajny koncert. To było zaproszenie do wspólnego wędrowania przez tajemnice serca i poznawcze objawienia, jakich wcześniej zapewne doznali artyści i przełożyli je na muzyczną postać, abyśmy wraz z nimi znaleźli się w piękniejszych stronach świata, z którego do nas przybyli.
Szkoda jedynie, iż słowa i zdjęcia nie przeniosą muzyki z tego wieczoru do czytających te słowa. Jeśli ktoś był na koncercie, który odbył się w minioną niedzielę, mógł się zaopatrzyć w płyty zespołu i zdobyć autograf Angeli, a nawet zrobić sobie z nią zdjęcie. Można też było porozmawiać. Przyznam, że głos Angeli śpiewającej i mówiącej do mnie był tak samo ciepły. Podkreślam to, bo przecież chodzenie boso po trawie może się komuś kojarzyć z chłodem porannej rosy. Okazuje się, że rosa może być właśnie ciepła.
Krzysztof Kotowicz
Komentarze 1