Czasem zastanawiamy się nad tym, co w istocie jest jawą, co snem? Gramy swe, nie zawsze pierwsze role, bo najczęściej w teatrze, tym prawdziwym, nie my sami je wybieramy. Gramy…, bo kochamy życie?
A może dla tego, że nie znamy nic innego poza nim? Ale mamy przecież teatr ten mały, rodzący się w naszej wyobraźni. Ten, którego możemy być twórcą lub widzem. My też dysponujemy siłą sprawczą. Możemy rozdawać role, przemierzać epoki, przebierać naszych aktorów w kostiumy, zmieniać dekorację. Czasem tak łatwiej zrozumieć i pogodzić się ze swą pozycją w teatrze – jakim jest życie.
Życie – teatr
Smutno mi Boże. Nie może być smutniej.
Stół podzielony już nożem – na pół.
Żagiel firany zwisa w oknie.
Pod biczem deszczu nasiąka i moknie.
Zanim się nić ostatnia, wyciągnięta zerwie,
kurtyna przed finałem aktu, tuż po przerwie,
zamiast unieść się jeszcze, ciężko, bezwładnie,
– opadnie w dół.
Wargi zacięciem świszczącym rozdzieli.
Ćwiekiem hańby się wedrze w głąb rozwartej rany.
Klnąc i błogosławiąc razem utonie w gardzieli,
spuszczając z łańcuchów zaślinione żądze
i myląc co prawo, co grzech, co pieniądze,
wyrzęzi bluźniąc istocie miłości:
– kochany.
———————————————————
I tak oto pięknie finał sztuki mamy zbudowany.
Teraz z wdziękiem jeszcze aktorzy się pokłonią;
król, królowa i z dystansu – kochanek.
Ale zaraz, kiedy wybrzmią owacje i brawa,
zza dekoracji wyłoni się dziecko, które tam,
nie jeden akt na rodziców czeka,
sobie – niejedną dramatu przyswajając ranę,
budując z iluzji jak Bóg z gliny – człowieka.
Ojciec, sceniczny kochanek, ujmie je za rękę,
i pójdą do matki, która kostiumy i maski
zmienia w garderobie.
I wyjdą przez wąskie drzwi nad ranem,
kolejno po sobie,
i pójdą gdzieś, do jakiegoś domu,
nawet nie wiedząc, że wciąż grają swe role.
A ja – nie mając pójść dokąd, zostanę tu,
na pustej i mrocznej, dramatycznej scenie.
Czekam na brawa. Gdzie oklaski…?
Milczenie…
Życie – jak teatr.
16072011
Krzysztof Abrahamowicz
Ikona: Krzysztof Abrahamowicz – Portret dziewczyny w kostiumie stylizowanym na renesans