Jeśli pozwolicie, w podróżnych zapiskach zrobię chwilę przerwy i troszkę miejsca dla innych. Podróże są fascynujące i naprawdę potrafią wciągnąć (czyt. uzależnić). Stają się nieodłączną częścią życia i jak każdą inną rzecz, tak i tą podejmujemy w sposób rozpoznawalny tylko dla nas. Okazuje się, że mamy w tym swój styl i swoje preferencje, ale zawsze podążamy jedną z dwóch dróg – inaczej się po prostu nie da.
Pierwsza to wytyczanie nowych szlaków. Ekscytujące, pionierskie i… niebezpieczne? Tak jak to widzę. Ciężko mnie skłonić do skrótów w lesie, uproszczeń szlaków i „fajniejszych rozwiązań”. Raz dałam się namówić… Od tamtego momentu zaczęły dla mnie robić ogromną różnicę poziomice na mapie i zrozumiałam, że jak jest ich dużo w jednym miejscu to nie znaczy, że ktoś miał fantazję i narysował wiele. Po prostu tam jest stromo, a szlak wyginający się w pokrętne „S” widocznie musi tak iść, bo prościej bezpiecznie się nie da.
Drugą drogą jest podążanie za kimś. Ogóle jest ona szeroko popularna i korzystamy z niej często, nawet jeśli słabo zdajemy sobie z tego sprawę… Idziemy po szlakach w górach za kimś kto był tam przed nami i ten szlak wytyczył, jedziemy drogą którą ktoś położył w ten, a nie inny sposób, podążając trasą według niego najlepszą, jedziemy komunikacją miejską przekonani, że tak będzie najszybciej (albo najlepiej i najwygodniej), bo ktoś taką drogę ustalił. Przykłady drogowe są dość banalne, ale warto też wspomnieć, że podążanie za kimś to po prostu czytanie instrukcji. Parzenie kawy, intalowanie oprogramowania, czy obsługiwanie sprzętu staje się jasne i proste dzięki nim. Wygodne prawda?
Wygodne i praktyczne. Po co mam robić coś co komuś już się udało? Jeśli wykorzystam jego wiedzę czas odkrywania nowych czynności przeznaczę być może na pójście krok dalej niż on. To trochę jak wykorzystanie dziedzictwa kogoś, jak wspólne budowanie drabiny wchodząc na stopnie przez kogoś już zamocowane, sami dokłądamy nowe klepki…
Jest paru (?) ludzi którym zawdzięczamy mnóstwo szlaków, Pozwólcie, że wam o nich opowiem…
Większość dzisiejszych gości nie jest bardzo rozmowna, krótko i zwięźle mówią o sobie, przytaczając same fakty, a ja skupię się szczególnie na tych podróżniczych.
Pierwszy dżentelmen pochodzi z wioski, jego rodzina zajmuje się rybołóstwem. Szybko przeprowadza się do miasta i zamieszkuje tam z bratem. Początkowo związany z firmą wodociągową wiele uczy się od swojego przełożonego. Po różnych doświadczeniach życiowych postanawia wyruszyć w niekończącą się podróż. To typ podróżnika-włóczęgi zarażającego swoją pasją innych (szybko wciągnął brata w swoją pasję). Nie przywiązuje się do miejsca, a do ludzi których poznaje po drodze, z którymi potrafi genialnie nawiązać kontakt. Zwiedził m. in. Turcję, Bułgarię, Grecję, okolice Morza Czarnego i zachodni Kaukaz.
Drugi gość do podróży odnosi się nieco inaczej… Sam nie podróżuje, ale ma świadomość jak ważne jest to dla innych. Dlatego buduje most. Może w miastach dziś tego nie czujemy, ale na wsiach często widać jak mocno brzegi rzeki potrafią dzielić przestrzeń. Mimo możliwości dzisiejszego świata nie każdy ma jeszcze swój most i często uzależnieni jesteśmy od mostów już powstałych… Z resztą, chyba każdy doswiadczył objazdów związanych z brakiem lub budową mostów… Właśnie takiemu problemowi wsi postanawia zaradzić nasz bohater, zostawiając pracę w przedsiębiorstwie, a z budowy mostu robiąc misję swojego życia.
Kolejny wspaniał podróżnik to autor (wytyczacz?) szlaku którym dzisiaj podróżują miliony ludzi (nie, to nie szlak na Giewont). Kiedyś szlak obejmował tylko Hiszpanię, dziś możemy nim zejść cały świat. Podróżować można pieszo, konno lub na rowerze, a wszędzie gdziekolwiek zatrzymamy się po drodze będziemy mile widziani. Z charakteru podobno był strasznym cholerykiem i zapalał się jak piorun, bardzo gwałtownie, ale też szybko gasł. Razem z najlepszymi przyjaciółmi tworzył słynną do dziś paczkę znajomych. W swoim życiu widział naprawdę wiele, a wspaniałych wydarzeń jakich był świadkiem ciężko mu nie zazdrościć. Ostatecznie zupełnie stracił głowę dla podróży.
Ostatni gość wyłamuje się ze swoim niesamowitym darem retoryki i genialnym piórem. Jako dziennikarz osiagnął chyba wszystko co można. Jego teksty czytali wszyscy, pisał także wystąpienia dla innych ze względu na swój wybitny talent. Jednak czytanie tego co pisał niczym nie równało się ze słuchaniem go. Pochodził z Portugalii, a dotrzeć chciał aż do Maroka, jednak zdrowie mu na to nie pozwliło. Większość życia spędził we Włoszech, gdzie m. in. wykładał na uniwersytetach. Nazywa się Ferdynand, ale można go znaleźć również pod innym pseudonimem, powiedzmy „artystycznym”.
Wiele różnych historii, każda droga inna, każde życie w jakiś sposób związane z podróżą. Panie i Panowie poznajcie proszę w odpowiedniej kolejności Świętego Andrzeja, Świętego Krzysztofa, Świętego Jakuba i Świętego Antoniego Padewskiego. Patronów podróżników. To oni wytyczyli szlaki nie tylko fizyczne, ale też szlaki życia osiągając świętość. To za nimi możemy iść patrząc na instrukcję jaką nam pozostawili albo przecierając własne szlaki, bo świętość jest celem dla każdego z nas, a życie jest drogą. Zachęcam z całego serca do spotkania ich na szlakach i poznania. Właściwie nie tylko ich! Bo ludzi o których wiemy, że są święci i są związani z podróżami jest wiele, wiele wiecej (np. Piotr Jerzy Frassati – miłośnik gór)! Od nich szczególnie mocno możemy nauczyć się, co to znaczy „to właśnie droga, sama w sobie jest celem”.
A Ty, który styl podróży wybierasz?
POPRZEDNI ODCINEK…. …..KONTYNUACJA ZA TYDZIEŃ
Natalia Junik / vijolet.blogspot.com