W Centrum Kultury i Sztuki „Stara Kopalnia” w Wałbrzychu odbył się spektakl Jądro ciemności w reżyserii Danuty Gołdon-Legler.
18 października 2020 r. na scenie Klubu Montownia czworo aktorów: Danuta Gołdon-Legler, Wojciech Gabryś, Damian Jankowski i Dariusz Niebudek wprowadziło obecnych widzów w najgorsze fragmenty prawdy o naturze człowieka w sposób zarazem dosadny, ale też przyjemny w odbiorze. Zastosowane sposoby wyrażenia kunsztu artystycznego poprzez teatr cieni i żywego planu, pozwoliły wprowadzić uczestników w swoisty trans, tworząc przestrzeń dla wyobraźni widza i pozostawiając go w nieustannym oczekiwaniu na ciąg dalszy przedstawianej historii.
Budującą odpowiednie napięcie muzykę do spektaklu skomponował Marek Banaszczyk, a inscenizacją zajęła się Danuta Gołdon-Legler oraz Dariusz Rosanowski. W ten sposób aktorka, reżyserka i wokalistka uczciła obchody XV-lecia założonego przez siebie Ogólnopolskiego Teatru William-Es.
Spektakl rozpoczął się od zakończenia powieści – sceny śmierci sławnego Kurtza i rozmowy Kapitana Marlowa z narzeczoną agenta. Pytanie kochającej kobiety o to, czy była godna swojego wspaniałego narzeczonego zapoczątkowuje rozwinięcie fabuły i przenosi widza w świat afrykańskiej dżungli. Beztroski z początku Marlow wyrusza w rejs po Tamizie, jego intencją jest chęć pomocy sławnemu agentowi. Podkreśla też fakt, że sam lubi doświadczać. Brzydzi się kłamstwa. Jest to postać ciekawa samego siebie. Nastawiona na przyjemność, poznawanie siebie, własnego ja, swoich ograniczeń, słabości i reakcji. Ciekawa świata. Otwarta na doświadczenia. Indywidualista. Wprost mówi, że lubi korzystać z życia. Wyprawa Eldorado kończy się dla Marlowa zderzeniem z brutalną rzeczywistością. Marlow ma odszukać Kurtza w samym środku lasu – jądrze ciemności ludzkiego istnienia.
W trakcie wędrówki doświadcza wielu krzywd wyrządzanym miejscowej ludności – gwałtów, nadużyć, niewolnictwa, zabijania buntowników, których głowy wbijane są na pal i prezentowane innym celem zastraszania i manipulowania zależnymi od władzy słabszymi jednostkami. Spotyka się z aktami kanibalizmu, sam staje przed dylematem podejmowanych decyzji jak postąpić z martwym ludzkim ciałem. Np. decyduje o wyrzuceniu za burtę ciała swojego sternika – w akcie wolności i zachowania jakiejkolwiek moralności decyduje o tym, by ciało zostało zjedzone przez ryby, nie przez ludzi. Układy, układziki, władza, potęga, pieniądze, żądza. wyzbycie się moralności – wszystko dla kości słoniowej. Przyzwolenie na rasizm, pławienie się w morderczości.
Rodzi się w człowieku pytanie: na co mogę sobie pozwolić w świecie bez chrześcijaństwa? Gdzie jest granica między wolnością a samowolą? Na co mogę sobie pozwolić, to jedno pytanie. Drugie to, czego chcę. Jeśli już wiemy, co możemy, jeśli znamy swoją ciemną i jasną stronę, to pozostaje pytanie jakie jest nasze pragnienie. Jeśli pragnienie wiedzie ku miłości i wolności, to mogę nabiera zupełnie innego znaczenia. Pozwala poszerzać horyzonty i działać w imię dobra. Jeśli pragnienie wiedzie ku destrukcji, służąc zaspokajaniu własnej żądzy, zachcianek, kosztem drugiego człowieka – wówczas siejemy zło i zamiast wolności powstaje samowola. Wolność jest w miłości, samowola w ciemności.
Kapitan spotykał różnych ludzi, którzy opowiadają mu o Kurtzu jak o bogu lub skrajnie przeciwnie – jak o upadłym człowieku, dla którego mają współczucie. Postać agenta owiana jest tajemnicą. Jest przedstawiona tylko w teatrze cienia, a jego twarz zostaje uwidoczniona publiczności na samym końcu – w formie zdjęcia portretowego. Wieńczące wyprawę spotkanie Marlowa z Kurtzem jest przedstawione jak spotkanie wielkiego, potężnego człowieka, cieleśnie dominującego nad małym kapitanem. Jednocześnie cień Kurtza jest rozmyty, a postać Marlowa wyraźna, konkretna. Ich rozmowa jest krótka i treściwa. Agent nie ma siły dźwigać ciężaru jaki na siebie wziął. Zasmakował zabijania, władzy, uprawiał samowolę. Z jednej strony chciał z tym skończyć, z drugiej nie mógł tego porzucić. W imię tępienia dzikich obyczajów, z jakimi spotkał się w dżungli, zaczął stosować te same praktyki, z którymi walczył, zniewalając w ten sposób samego siebie. Na koniec rozmowy dał Kapitanowi swego rodzaju testament mówiący o tępieniu dzikich obyczajów.
Podróż Kapitana symbolizuje dotarcie człowieka do jądra ciemności – ciemności swojego serca, najgorszych zakamarków swojej duszy. Wyprawa Eldorado to wyprawa w głąb siebie. Co dzieje się w człowieku po takiej wędrówce? Jak żyć po dotknięciu jądra ciemności? Jak żyć w kłamstwie i kłamiąc znając prawdę? Przy kręgosłupie moralnym nieznoszącym oszustwa.
Ostatnia scena pokazuje nam prawdę. Po powrocie do ojczyzny, Kapitan spotkał się ponownie z narzeczoną Kurtza graną przez Danutę Gołdon-Legler. Przyszła do niego i zadała pytanie o ostatnie słowa swojego ukochanego. Marlow wahał się – już miał powiedzieć prawdę o agencie – bestialstwie, odczłowieczeniu, wyzbyciu się zasad moralnych, morderstwach. Jednak patrząc na cierpienie niewiasty, słysząc i czując jej miłość względem tego człowieka, zdecydował się ukoić jej cierpienie i zażegnać wątpliwości, czy była godna swego ukochanego. Uczynił to w prosty sposób: powiedział, że ostatnie słowa, jakie wypowiedział Agent Kurtz, to było imię jego ukochanej. Dokonał wyboru zadając sobie pytanie, co będzie lepsze dla tej kobiety – poznanie prawdy, która ją zabije, czy życie ciągłą iluzją postaci tego człowieka? Może on sam nie poznał Kurtza dostatecznie dobrze? Może poznał tylko jedną jego odsłonę. Może ta stojąca przed nim kobieta znała agenta lepiej niż ktokolwiek na ziemi. Może ona mimo ciemnej strony nadal kochała swojego mężczyznę. Takiego, jaki jest, z tym, czego dokonał, gdzie poległ, a gdzie się wzniósł. Z jego słabościami i przymiotami.
Może dzięki tej kobiecie poznajemy odpowiedź na pytanie, jak żyć po doświadczeniu swojego jądra ciemności? Dzięki niej okazuje się, że życie na tej planecie bez miłości nie ma sensu. Dzięki miłości jesteśmy ludzcy. Naszym powołaniem jest żyć w miłości i doświadczać jej w pełni. Dostrzegamy piękno tego świata w powiewie wiatru, promieniach słońca, smaku jedzenia. Widzimy oczy i dusze drugiego człowieka. Odczuwamy świat zmysłami. Łączymy te dobre i te złe cechy w jednej osobie – dzięki miłości widzimy go takim, jaki jest naprawdę.
RELACJA: Marta Chrisidu FOTO: Zofia Firus