Kilkakrotnie powtórzona fraza „Jestem Kobietą” jest pytaniem o istotę kobiecości, która nawet przeżywana bardzo świadomie, wciąż jest poszukiwaniem esencji tego, co czyni człowieka kobietą. Nie sposób zakwestionować faktu, iż Marlena Dietrich uosabiała wszystko to, co kobiece.
Przeżyła 90 lat i zdążyła doświadczyć okazywanego jej uwielbienia, jak i osamotnienia. Znamy ją jako aktorkę i piosenkarkę. Była Niemką z amerykańskim paszportem, a ostatnie lata życia spędziła we Francji. Przeciwstawiła się publicznie niemieckiemu nazizmowi i została uznana za gwiazdę wszech czasów Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Karierę filmową zaczęła w wieku 20 lat, ale po kolejnych ponad 20 latach fatalny wypadek przerwał pasmo jej sukcesów. Nie mogąc się swobodnie poruszać zamieszkała samotnie w swoim apartamencie w Paryżu i później tylko kilka razy pojawiła się, występując w filmie czy na scenie. Otrzymała też w USA prezydencki Medal Wolności. We Francji otrzymała tytuł Komandora Legii Honorowej. Urodziła się i jest pochowana w Berlinie. Dziesięć lat po śmierci burmistrz jej rodzinnego miasta przeprosił Marlenę za to, że Niemcy nie docenili jej fenomenalnego talentu aktorskiego. Życie prywatne Marleny Dietrich było skomplikowane nie tylko ze względu na historyczne okoliczności, ale i jej osobiste inklinacje. Za mąż wyszła tylko raz, miała jedną córkę, małżeństwo trwało formalnie do śmierci jej ślubnego partnera. Wiązała się jednak z kilkoma innymi mężczyznami (w tym z kolaborantem III Rzeszy), a nawet z jedną kobietą – Marlena była bowiem biseksualistką. Jako aktorka i piosenkarka uchodziła za perfekcjonistkę. Nie dopuszczała nawet myśli, że jakikolwiek występ przed publicznością czy gra przed kamerami mogłyby być nieprzygotowane do najdrobniejszego szczegółu. Nad każdą rolą pracowała tak długo, jak tylko było to możliwe. Biografia Marleny Dietrich nie jest jednak kanwą spektaklu pod znamiennym tytułem „Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich”. Jest koniecznym dla zrozumienia sztuki punktem wyjścia. Monodram w wykonaniu Anny Skubik jest perfekcyjną (jak bohaterka przedstawienia) refleksją o znaczeniu i sensie bycia kobietą.
Piszący te słowa wie o byciu kobietą znacznie mniej, niż Czytelniczki niniejszej recenzji, ale wspomniane na wstępie i starannie sylabizowane przez Marlenę i Glorię „Jestem Kobietą” jawi się jako kluczowa kwestia, którą Anna Skubik porusza na scenie. I bynajmniej nie jest to sprawa nieważna dla mężczyzn. Przedstawienie ma bowiem dwa nurty. Pierwszy kontrastuje postać Marleny, która mimo podeszłego wieku i związanej z nim fizycznej niedoskonałości, pragnie być jeszcze bliższa ideałowi kobiety z postacią Glorii – młodej i palącej się do życia asystującej jej dziewczyny. Anna Skubik jest na scenie pierwszą i drugą osobą …jednocześnie. Nie na przemian, lecz jednocześnie! Naprawdę można nie dostrzec, że sylwetka Marleny jest lalką i jak się dowiedziałem podczas spotkania z aktorką już po spektaklu, zdarzyło się, iż na jednym ze światowych festiwali teatralnych poświęconych monodramowi, została zdyskwalifikowana prze ten właśnie spektakl. Jury uznało, że widz ma na scenie do czynienia z dwiema równoległymi osobowościami. Drugi nurt, który można (być może nie tylko z męskiego punktu widzenia) dojrzeć w spektaklu, to nasycenie nie tylko każdej jego sekwencji, ale wręcz każdego słowa, ruchu ciał, nawet kreowanej i rzeczywistej mimiki obu bohaterek, drążącym je pragnieniem spełniania się w kobiecości dzięki odniesieniu do mężczyzn. Jest wprawdzie odczuwalny chwilami pierwiastek odnajdowania się kobiety w drugiej kobiecie, przez moment nawet ten właśnie akcent niemal elektryzuje erotycznym drgnieniem, jednakże gros myśli, słów, gestów to chęć potwierdzenia tego, że „Jestem Kobietą” wobec tych, którzy mówią o sobie „Jestem Mężczyzną”. To jest momentami wezwanie do mężczyzn, aby byli Mężczyznami.
Zaprezentowany z inicjatywy Teatru w Kłodzku monodram „Złamane paznokcie. Rzecz o Marlenie Dietrich” to bez miligrama wątpliwości popis aktorskiego kunsztu Anny Skubik. Zapowiadane przez portal VVENA.PL przedstawienie było częścią obchodów Światowego Dnia Teatru Lalek, które przez kilka dni wypełniło scenę i ulice Kłodzka bardzo interesującymi wydarzeniami. Nie po raz pierwszy zresztą okazuje się, że teatr w jego klasycznym rozumieniu oraz teatr lalek znajduje w Kłodzku fenomenalne ekspresje, bo trzeba tu przypomnieć o „Tristanie, Izoldzie” – przedstawieniu, jakie opisywał portal VVENA.PL kilka miesięcy temu. Wstęp do spektaklu Anny Skubik uczynił Michał Tramer, który też poprowadził miłe spotkanie z aktorką po zakończonym spektaklu. Nie mogę nie dodać, że wychodząc z Kłodzkiego Centrum Kultury miałem poczucie dyskomfortu, bo chyba wciąż należę do grona osób, które nie doceniają tej dziedziny sztuki teatralnej, jaką jest lalkarstwo. Po obejrzeniu przedstawienia Anny Skubik jestem z całą pewnością bliżej tego, by patrząc na teatr lalek, widzieć lepiej człowieka. Tym razem to była Marlena i Gloria – prawdziwe kobiety.
Krzysztof Kotowicz
To było fascynujące przedstawienie. Nie dziwię się Jury festiwalowemu, że uznała, iż w spektaklu są dwie osoby. Ja również miałam nieodparte wrażenie, że na scenie są dwie osoby. Ania potrafiła tchnąć w lalkę – Marlenę taki ogrom energii, że Marlena od nieomal od początku przedstawienia była żywą osobą. Genialne! Nie mogę doczekać się kolejnego spektaklu Ani – „Jaka ja”.