Człowiek na urlopie oderwany od codziennego trybu życia i znajdujący się w całkiem innym, niż na co dzień, otoczeniu nie działa rutynowo, a więc naturalnie jest bardziej kreatywny. Jest w stanie cieszyć się i zadziwiać rzeczami całkiem banalnymi, czerpiąc z nich nawet inspirację.
Spędziłam ostatnie dni wakacji pływając z przyjaciółmi jachtem po mazurskich jeziorach. W tak bliskim obcowaniu z przyrodą człowiek patrzy na nią inaczej. Jest wręcz od niej uzależniony, gdy siła wiatru decyduje jak i gdzie spędzimy dzień, ale także jest nią zachwycony. Tu każdy liść, każdy owad wygląda inaczej.
Cumując naszą łódź, codziennie spotykaliśmy przy brzegach jezior różne odmiany mięty. To ziele stało się dla nas inspiracją do tworzenia przeróżnych napojów orzeźwiających. I może nie to było dla mnie takie odkrywcze, gdyż miętę znam i stosuje w kuchni od lat, ile to, że było w tym wszystkim tyle zadziwienia i radości… i kreatywności! Była więc świeża parzona mięta, mieszanka świeżej mięty z czarną lub zieloną herbatą, fantazje na temat: mięta z sokiem malinowym lub porzeczkowym, mięta z cytryną i przeróżne kombinacje z wyżej wymienionymi dodatkami. Najbardziej egzotyczną mieszanką była mięta z kawą. Po kilku dniach posiadaliśmy już kilka wiązek ususzonego ziela, była więc także opcja z miętą suszoną, dającą przecież inny smak napoju. Rozróżnialiśmy już nawet smaki różnych odmian. A ile było przy tym zadziwienia i okrzyków radości, że dobre, że pyszne…ile mlaskania i pomrukiwań wyrażających zadowolenie podniebienia z przygotowanego napitku.
I miło było popatrzeć na szklankę, w której prezentowały się zielone listki w pełnej krasie. Nawet młodzież preferująca coca colę po kilku dniach na pytanie: co pijesz ? odpowiadała zdecydowanym głosem: miętę!
Okazało się jeszcze, że nie mniejszą furorę od mięty zrobiły filiżanki Małgosi. Od lat pływamy po Mazurach prawie w stałym składzie i mamy już pewne rytuały, jak na przykład poranne parzenie i picie kawy. Kawę robi ten, kto pierwszy wstaje wyciągając resztę załogi ze śpiworów brzękiem kawiarki oraz zapachem świeżej kawy. Jakież było nasze zdziwienie i aplauz, gdy pierwszego poranka Małgosia ustawiła na jachtowym stole komplet porcelanowych, miśnieńskich (!) filiżanek do espresso. Tego jeszcze nie było! Dotychczas piliśmy kawę w blaszanych kubkach lub duralexowych szklankach (nie tłuką się szybko, co na jachcie ma duże znaczenie). I nie wiem już czy bardziej cieszył nas smak portugalskiej kawy, czy widok porcelanowych filiżanek z namalowanymi kwiatkami, dość osobliwie wyglądających wśród jachtowych sprzętów.
Czas wakacji i urlopów przeminął i znów trzeba powrócić do codziennych zajęć. Podobno spora grupa rodaków ma największe problemy z powrotem z wakacji. Wakacje to przecież także stan umysłu nie tylko miejsce i czas. Zastanawiam się jak zachować ten stan na dłuższy czas i nie dać go sobie odebrać zbyt szybko. Jak cieszyć się zwykłymi, banalnymi, codziennymi rzeczami? Jak podchodzić do monotonnych czynności z kreatywnością? Może dodać szczyptę mięty! A wówczas okaże się, że staną się one ciekawsze i przyjemniejsze. Każdy sposób jest dobry, jeżeli przyniesie nam trochę radości w codziennej gonitwie. Krzewmy więc w sobie ducha pomysłowości!
Lucyna Cierach