„Miałam doświadczenie zaduszkowego misterium”. „Było tak, jakbyśmy spotkali się w niewidzialny, ale jakże pięknie słyszalny sposób z tymi, którzy już nie zaśpiewają, nie zagrają, a jednak nadal śpiewają i grają dla nas”. To tylko dwie z kilku opinii, a właściwie pierwszych wrażeń po dziesiątych kłodzkich Zaduszkach Wokalnych.
Grzegorz Turnau, który był gwiazdą tegorocznych jubileuszowych Zaduszek Wokalnych, słowo po słowie, nuta po nucie przeprowadzał zasłuchanych w jego grze i śpiewie przez – rzec można – arcyinteligencką i arcyinteligentną arterię wyłożoną znanymi jego admiratorom utworami. Dla mniej zorientowanych w twórczości krakowskiego wokalisty i pianisty, każda z prezentowanych piosenek mogła być ogniwem łańcuszka, po którym słuchacz przedostawał się do subtelnie i misternie kreowanej przestrzeni rozważań skrajnie egzystencjalnych i zarazem ekstremalnie metafizycznych. Turnau śpiewał „Grechutą” i „Soyką”, czym wprawiał publiczność w szczery entuzjazm.
Przede wszystkim jednak – rzecz jasna – śpiewał „Turnauem” i tym samym kolejnymi wokalno-instrumentalnymi miniaturami układał wielobarwną mozaikę. Z końcem koncertu można było dopiero zobaczyć cały obraz malowany niepodrabialnymi frazami brzmień głosu wokalisty i instrumentów współtworzących wokół niego krążące pomiędzy sceną a widownią niewidzialna – jak przystało na Zaduszki – przesłanie. Przesłanie, które – jak przystało na wybitnego artystę – każdy słuchacz może sobie jeszcze długo przywracać w pamięci i interpretować wedle własnej koncepcji piękna i prawdy. Fortepian pod palcami Grzegorza Turnaua oraz inne instrumenty, jakimi akompaniowali mu Leszek Szczerba i Michał Jurkiewicz, spełniały podczas koncertu rolę niebagatelną – stawały się ramą dla wspomnianego wyżej obrazu malowanego wokalem.
Nie byłbym osobiście szczery i kronikarsko rzetelny, gdybym nie zaznaczył ważnego akcentu Zaduszek Wokalnych. Myślę oczywiście o minikoncercie Agaty Bilińskiej i Dariusza Czerwenki, którzy – tak jak w latach poprzednich – swoim cudownym, choć mikroskopijnym w wymiarze czasowym, występem uczynili wstęp do pięknego artystycznie wieczoru. Nie zachowam obiektywizmu (ktoś powie…), ale też nie mam powodów, by pozorować dystans wobec tego, jak gra Dariusz i jak śpiewa Agata. Oboje są coraz bardziej – co w Nich podziwiam – coraz bardziej zharmonizowani, gdy brawurowo surfują po tonacjach muzycznych i odcieniach emocji. Wsłuchując się w melodie, jakimi podzielili się z publicznością zgromadzoną w Kłodzkim Centrum Kultury w miniony piątek podczas zapowiadanych przez VVENA.PL X Zaduszek Wokalnych, po raz kolejny doznawałem urzeczenia ich artystyczną fantazją i pięknie ubraną w nią energią obojga muzyków.
Zacząłem od opinii osób, z którymi byłem na koncercie. Chcąc zapisać swoje pierwsze wrażenie dodam takie myśli: Wysmakowany muzycznie, wycyzelowany w warstwie słownej – wieczór tajemnicy trwania tego, co piękne. Królewski Kraków promieniuje aurą kultury w sposób niedościgniony. Przenoszeni „między ciszą a ciszą” mogliśmy w nadzwyczajnym stopniu znaleźć to, co jest do usłyszenia pomiędzy ciszą a ciszą.
Krzysztof Kotowicz