To najmniejsze z możliwych środowisk ludzkich. Małżeństwo, czyli – rzecz naturalna, choć ostatnio absurdalnie kwestionowana – ona i on, kobieta i mężczyzna. I jednocześnie wielki paradoks. Małżeństwo jest jednością dwojga zupełnie różnych od siebie istot. Udawanie, że są tacy sami, nie ma sensu, ale znajdowanie tego, co ich spaja, stanowi najgłębszy sens ich związku.
Różnice są po to, by relacje pomiędzy dwojgiem ludzi budowane były w oparciu o komplementarność, a wspólnota pomiędzy nimi jest tym silniejsza, im bliżsi są sobie i znając siebie wzajemnie, są zdolni do przyjmowania drugiej osoby taką, jaką jest w rzeczywistości. Gdy więc niespodziewanie, wręcz w najmniej odpowiednim momencie, okazuje się, iż poddani są sprawdzianowi obopólnej otwartości, mogą siebie zobaczyć w prawdzie. Przełożenie tych prawd na język sceniczny nie jest łatwe, bo można popaść w dydaktyzm lub sceptycyzm. Dlatego może sztuki teatralne ukazujące, jak bardzo rodzina może być czy jest szczęśliwa, powstają nader rzadko i bywają niezauważane.Za to dlatego przedstawienia demonstrujące wszelkie przejawy patologii i nonsensu przyciągają wzrok i słuch, ale obrazują stany ekstremalne (niezależnie od ich statystycznej liczebności). Być może to pokłosie popkulturowej mody na opisową dosadność, medialną ostrość i wiwisekcyjną dokładność.
„Twoje pocałunki Mołotowa” w wykonaniu Ewy Gorzelak-Dziduch i Zdzisława Dziducha – prywatnie pary małżeńskiej, a zawodowo aktorów warszawskiego Teatru Imka: oglądamy kolejny dzień wspólnej egzystencji obojga bohaterów dramatu autorstwa Gustava Ott. Jak się okazuje starannie obserwowane wskaźniki fizjologiczne podpowiadają, że nie jest to dzień zwykły, gdyż pojawia się szansa na upragnione …poczęcie dziecka. Wszystko idzie ku spełnieniu prokreacyjnego planu, co obserwujemy z dużą dokładnością, i nagle pojawia się przesyłka od tajnych służb. A w niej …ślad z biografii Wiktorii. Daniel szeroko otwiera oczy na ujawnione fakty. Nici z zamiarów prorodzinnych to nic wobec tego, że przyszłość małżeństwa zdaje się stać pod znakiem zapytania ze względu na przeszłość. Bez nadmiaru scenicznych trików aktorzy przeprowadzają widzów przez parapsychoanalityczne analizy. Nie przygniatają siłą aktorstwa, nie porywają widowni i całkiem przyzwoitym stylu całym spektaklem balansują pomiędzy wspomnianymi wyżej skrajnościami, czyli dydaktyzmem i sceptycyzmem. Nie zmuszają widza do przyjmowania prawd jakoby oczywistych (poza samym finałem, gdzie – moim skromnym zdaniem niepotrzebnie – wysypują ze sceny na widownię nadmierną serię politycznie poprawnościowych sloganów). W zabawnej tonacji całej sztuki jest jeden moment zatrzymujący oddech. Publiczność z rozpędu śmieje się, podczas gdy na scenie pojawia się kolejny ślad z dramatycznej przeszłości – zakrwawiony koc. To, co minęło bezpowrotnie można odkrywać bez końca. Scena klucz?
Być może tajemnica swoistej lekkości „Twoich pocałunków Mołotowa” wynika z tego, iż Ewa i Zdzisław są małżeństwem. Być może nieemocjonalność, rzekłbym nawet swego rodzaju chłód przedstawienia, jest rezultatem jego wielokrotnego powtarzania (nie myślę o rutynie). Teatr w Kłodzku zaprosił na – zapowiadany przez VVENA.PL – spektakl i dobrze się stało, iż mogłem obejrzeć dwoje lubianych przeze mnie aktorów, których dawno już nie oglądałem. Nie wgnietli mnie w fotel, ale może właśnie chodziło o to, by naturalnością zainspirować? Przedstawienie warto było zobaczyć z jeszcze jednego ważnego względu. Dwoje ludzi wychodzi z kryzysu, stają się silniejsi, nie ukrywając niczego przed sobą. Ona i on są mocniej związani ze sobą dzięki prawdzie. To ważne i potrzebne aktualnie przesłanie. >> WIKTORIA: Pamiętaj, że musisz przez chwilę zostać w środku. DANIEL: Dlaczego? WIKTORIA: Żeby było cieplej. <<
Krzysztof Kotowicz