Tajemnica natury kobiecej i była, i jest, i będzie – dla mnie – jednocześnie przedmiotem emocjonalnej fascynacji, tęsknoty za naukowym poznaniem prawdy i inspiracją dla zachwytu nad wielonurtowym pięknem. I oto niespodziewanie, absolutnie zaskakująco i wbijając mnie w fotel, przypomniano mi, że całe to męskie dociekanie, prowadzone tą czy inną metodą, jest niczym wobec cudu pewnego kobiecego daru. Mówi się o nim, że mężczyźni nim nie dysponują. Nie wiem jednak czy przypadkiem nie jest to kulturowym stereotypem, chyba że…
Kolejne spektakle baletowe, będące dziełem zespołu kreowanego przez Karolinę Sierakowską-Dawidowicz, wprawia mnie w stan wyższej konieczności. Nie można bowiem po każdym z nich przejść do porządku dziennego nad tym, co „przed” widowiskiem jawiło się jako „oczywiste”, a „po” staje się „nie_oczywiste” lub „nad_oczywiste”. Tak też się stało po „Raganie” i to z siłą zwielokrotnioną oglądaniem następnego z cyklu wydarzeń, jakie mają miejsce w Mieście Artystów, czyli w Lądku Zdroju. Tam bowiem powstają i językiem baletu objawiane są światu niezwykłe przesłania. W żadnym przypadku nie podejmę się streszczania widowiska scenicznego, a załączone poniżej zdjęcia (m.in. ze względu na ich niedoskonałość***) proszę jedynie traktować jako przyczynek do wrażeń i idących za nimi przeżyć, jakie były mi dane podczas prezentacji „Ragany”.
Mogę natomiast zaryzykować nawiązanie do treści zdarzeń opowiedzianych na lądeckiej scenie, aby z nich wywieść myśl, wzbudzoną głęboko skomponowanym splotem ruchu ciał, odcieni świateł, efektów multimedialnych, brzmień muzycznych i snutej z off-u narracji. Doskonała kompozycja wszystkich tych elementów była dowodem czaru (nie mylić z magią!), rozpraszającego płytkie, prozaiczne i sztampowe traktowanie kobiet, co ma miejsce zawsze, gdy taranuje się je: czy to bezwzględnością ideologii (w tym spektaklu ubranej w kościelne szaty, co – niestety – zahacza o polit-poprawność); czy ogłupiającym schematem sprowadzającym je do roli przedmiotu. Tak czy inaczej, tytułowa „Ragana” jest przewodniczką, chwilę potem wzorem, po czym staje się inspiracją. Połączone w niej dziewczęca subtelność z kobiecym perfekcjonizmem stają się bronią chroniącą przed zakusami chciwych i jednocześnie dają moc do zaspokajania spragnionych, ale też niejako ją alienują. Dla niej samej i dla jej uczennic te walory są raz atutami, innym razem balastami. Emilia Kwaszyńska w roli „Ragany” nie pozwoliła oderwać od siebie oczu, ale też każdym ruchem ciała, a nawet mimiką pytała: „co ty na to?”. Ta rola była kluczowa nie tylko …tytularnie, także dzięki świetnemu występowi aktorki – tancerki. (Zupełnie szeptem dodam, że bardzo jestem ciekaw co Emilia sądzi o Raganie?).
Byłbym nie tylko nie „fair” wobec wszystkich pozostałych osób występujących na scenie, ale też nie byłoby „ok”, gdybym nie dostrzegł w ich grze – tańcu maestrii zespołowości. To niewątpliwie nie tylko sceniczny plus widowiska, ale też owoc przygotowań. W tym zespole na uwagę zasługuje bez cienia wątpliwości Weronika Słonecka w roli Kapłanki. To była bardzo wyrazista postać. Nie mniej przykuwała uwagę Wieszczka uosobiona przez Wiktorię Mykietszyn. I jeszcze w roli Zielarki Kinga Formowicz, z którą poczułem przez moment coś w rodzaju utożsamienia. Przede wszystkim jednak to dzieło reżysera i plastyka ruchu Michała Dawidowicza oraz choreografa Michała Kostempskiego. Rewelacyjna muzyka ułożona specjalnie dla „Ragany” przez Waldemara Osieckiego, reżyseria świateł Daniela Sanjuana Ciepielewskiego, projekcje multimedialne tworzone przez Monikę Słonecką i wreszcie scenografia oraz rekwizyty wymyślone i wykonane przez Tomasza Słoneckiego – stworzyły na scenie jakby drugi świat. Drugi, a może równoległy do naszego (pierwszego?), na jaki dzięki spektaklowi otworzyć można było oczy. Niewątpliwie całość powstała dzięki scenariuszowi napisanemu przez Paulinę Bagińską, której teksty narracji idealnie czytane były z off-u. Pomysł i produkcja spektaklu to dzieło Karoliny Sierakowskiej-Dawidowicz. Należy je zobaczyć i miejmy nadzieję, że będzie jeszcze ku temu czas i miejsce. Wracam jednak (w moim przydługim wywodzie, za co przepraszam) do esencji spektaklu „Ragana”. Pierwszy akapit zawiesiłem na >> chyba, że… << Teraz mogę dokończyć tę myśl…
Kobieta wiedzie ludzkość i nawet jeśli nie zawsze ku idealnemu dobru, to jednak w głębi swego jestestwa kieruje się zmysłem pochodzącym nie od niej samej… Jest nim intuicja – dar, jakim jest obdarzona odkąd istnieje, i który sprawia, że można jej zaufać. W „Raganie” ciałem zanurzonym w sztuce baletowej zabrzmiała pieśń o kobiecej intuicji.
Krzysztof Kotowicz
*** zdjęcia nie są doskonałe, bo fotografowanie w czasie spektaklu było w pewnym stopniu łamaniem konwencji, w myśl której sala nie powinna być dotykana światłem innym, niż tym ze sceny. Mając przyzwolenie na używanie aparatu fotograficznego nie mogłem sprawdzać jakości ujęć bo: nie chciałem uronić niczego z tego, co działo się na scenie i nie chciałem nikomu przeszkadzać. Spektakl zasługuje jednak na dokumentację fotograficzną, ale to już zadanie profesjonalnych fotografików.
Komentarze 2