Są takie wyzwania w życiu, które człowieka zupełnie przerastają i pokonują. Nie da się ich samemu podjąć, a wszystko kosztuje pokonanie siebie, swoich słabości, lęków, przyzwyczajeń. Często wiążą się z odkryciem pancerza starannie budowanego przez lata, wokół najdelikatniejszej naszej sfery.
I takiego się właśnie podjęłam. W imię porządku w życiu, w imię lepszego dobra – spokoju. Strasznie ciężko było, ale warto. Dzień później wyglądało to tak, jakby cała przyroda postanowiła odpłacić mi pięknem za trud. Świeciło słońce, wszystko kwitło, trawa była najzieleńsza z możliwych. Nigdzie się nie spieszyłam, wiedziałam że już będzie dobrze, bo jestem dzielna. Każdy wymyślony scenariusz się nie sprawdził (wszyscy przegrali zakłady), spełnił sie scenariusz jeszcze inny, taki spoza wyobraźni. I dobrze. Marne byłoby życie gdyby można je było przewidzieć. Skutków jeszcze brak, pokoju jeszcze nie ma, wnioski się jeszcze nie zrodziły, ale potrzeba czasu. Jeśli do podjęcia tego przygotowywałam się pół roku, dziwne żeby skutek był w parę minut…
Ogólnie polecam. Pokonywanie siebie jest bardzo wartościowe, bo nagle okazuje się że siebie kompletnie nie doceniamy. Że nasza granica wytrzymałości jest dużo dalej niż myślimy… Z przyjacielskich rad: „musisz zmienić czołg Słońce”.
POPRZEDNI ODCINEK…. …..KONTYNUACJA ZA TYDZIEŃ
Natalia Junik / vijolet.blogspot.com