Anna B. Kann to autorka książki „Do zobaczenia w Barcelonie” – przesyconej flamenco i gorącą miłością. Lektura, którą przeczytałam w 2014 roku wzbudziła we mnie wiele emocji i poruszyła dogłębnie, więc bez zastanowienia zapragnęłam przeczytać kontynuację tej historii, czyli „Powrót do Barcelony”. Wczoraj już była w moich rękach! Dziś zapraszam Was do przeczytania recenzji!
Ewa, stoi przed podjęciem bardzo trudnej decyzji. Do tej pory stłamszona przez męża, zdradzana, upokorzona, miała wreszcie możliwość poczuć się kochana u boku Paco, nauczyciela flamenco. Przystojnego i inspirującego. Namiętność jaką wytwarzał taniec pomiędzy partnerami w tańcu, poczuła jednak nie tylko Evita, ale także inne kobiety. Dla Paco miłość to uczucie warte grzechu, oddania, ale… intymność dla gorącego temperamentu Hiszpana to także upust dla emocji i żądz. Czy Ewa jest w stanie to zaakceptować? Czy jest w stanie podzielić się bliskością tak ważną dla niej z innymi kobietami? A może zatęskni za mężem i da mu drugą szansę? Gdy bohaterka stojąc na skrzyżowaniu dróg, zastanawia się którą z nich pójść, za jej plecami los kreuje swoje plany i nikogo nie pyta o zdanie… Wyrusza w podróż do Lizbony, gdzie poznaje nowych ludzi, poznaje moc tanga. Maria, przypadkowo spotkana, to jej nowa znajoma, która jest osobą skupioną na sobie, jednak w dobrym tego słowa znaczeniu. Przedstawia Ewie perspektywę, możliwość dowartościowania własnego „ja”. Dzięki niej Ewa dostrzega w sobie kobietę, którą trzeba szanować, kochać, z którą trzeba się liczyć. Zaczyna wierzyć w siebie. Uzyskanie takiej wolności daje większe poczucie stabilności, niż niejedno zauroczenie i intymne zbliżenie, nawet jeśli odbywa się ono w imię miłości. Ewa ma możliwość przemyślenia wszystkich nurtujących ją spraw, podjęcia decyzji… od której zależy jej dalsze życie. Gdy sprawy mogłyby się wreszcie rozwiązać, otrzymuje telefon, który zmienia wszystko. Telefon z informacją, której nikt by się nie spodziewał.
Dostrzega w sobie kobietę,
którą trzeba szanować, kochać,
z którą trzeba się liczyć.
W namiętności wypływające z flamenco i tanga, Anna B. Kann wpisała różnorodne emocje, które towarzysząc bohaterom, przenoszą się na uczucia czytelnika. Zagłębiając się w lekturę tej książki „Powrót do Barcelony”, można poczuć smutek, radość, podniecenie, rozczarowanie i zaskoczenie. Te wszystkie emocje są nam bliskie każdego dnia, a autorce powieści „Powrót do Barcelony” w znakomity sposób udało się je przenieść na papier. Nie brakuje tu również opisów pięknej i zachwycającej architektury Hiszpanii, krętych i klimatycznych uliczek, opisów przyrody, smakołyków z których słyną te rejony i przede wszystkim muzyki! Muzyki, tańca, które dzięki Annie, możemy zobaczyć i usłyszeć oczami wyobraźni.
Książka „Powrót do Barcelony” to bardzo przemyślana historia, fabuła z rozbudowanym psychologicznym podejściem do życiowej sytuacji bohaterki. Ewa ucząc się flamenco w pierwszej części, kreowała siebie samą. Powstawała jak Feniks z popiołów. Kochała, odbudowywała swoje zranione wnętrze i tego uczyło ją flamenco, uskrzydlało jednostkę. Pozwalało oderwać się od życia, które ją trapiło, nie dawało radości. Tango, które pojawia się w kontynuacji powieści, porusza głębsze rozterki naszej bohaterki. Odnosi się do nawiązywania relacji, szukania kontaktu z drugim człowiekiem, uczenia się siebie wzajemnie. Tego właśnie uczy tango, aby skupić się na sobie, w ramach zdrowego i rozsądnego egoizmu, a nie egotyzmu, z czym często te dwa pojęcia są mylone. Autorka używa wielu słów zapożyczonych z hiszpańskiego, wyjaśniając jednocześnie w przypisach co one oznaczają. Lubię takie zabiegi, ponieważ mogę wtedy dowiedzieć się interesujących rzeczy. Unikatowych drobiazgów nadających książce wyjątkowości. Płynne słownictwo i styl pisania powodują, że książkę czyta się szybko i przyjemnie.
Każdy czytelnik, kochający gorące klimaty flamenco i tango, a także egzotyczne opisy pięknych miejsc, trudne relacje międzyludzkie, wybory, emocje, odnajdzie w tej książce spełnienie. Polecam serdecznie. Jest to bardzo dobra lektura na lato, a nawet jego nie mniej ciepłą końcówkę…
Sylwia Grochala-Winnik
Ikona: licencja CC