Zapraszam na prezentację achronologiczną dotyczącą powstawania obrazu. Wydawałoby się że najciekawszym etapem jest finałowa forma portretu czy obrazu. W moim mniemaniu każdy odcinek prowadzący do pożądanego efektu jest interesujący.
Gotowy, podpisany portret – gdybym miał sobie skojarzyć – jest czymś, co zostało zatrzymane, natomiast szkic to dążenie do finału, to płynność, akcja i mierzenie się z trudnościami tematu. Gdy odwiedzałem jakieś muzeum a szczególnie interesujący mnie dział malarstwa, zawsze byłem pełen podziwu dla znajdujących się tam dzieł. Na przykład we Wrocławskim Muzeum Narodowym obrazy Matejki uderzały mnie swoim geniuszem i formatem, a przecież bez tysięcy szkiców wstępnych te obrazy nie powstałyby. Z tym większą przyjemnością oglądam te proste, czasem tylko wyciągane z archiwów muzealnych, szkice będące nieukończoną płynnością. Są w mojej ocenie bardziej spontaniczne, naturalne i pod jakimś względem prawdziwe. Żeby sięgnąć głębiej w zadany przeze mnie temat cofnę się nie do szkiców wstępnych, ale do szkiców akademickich a nawet do szkiców martwych natur i podstawowych brył geometrycznych – tych wczesnoszkolnych.
To w kuli, kole i prostych figurach geometrycznych zapisuje się twarz czy postać. W chwili obecnej wracam do tych idei powtarzanych przez dawnych mistrzów i nie uchylam się od tej absolutnej podstawy. W międzyczasie można sobie powoli odpowiadać na pytanie: co jest najbardziej satysfakcjonujące w obrazie? Odpowiadam: cały proces od „a” do „z”. Portret w pojęciu całościowym jest procesem, którego poszczególne etapy mają swoje atrybuty i cechy. Pewnie nie każdy wie, że w czasie tworzenia dopracowanego rysunku i obrazu etap dwóch trzecich często bywa najciekawszy. Dzieje się tak dlatego, bo niedopowiedzenia, szczególnie te nieświadome, dają pole do popisu wyobraźni.
Te białe miejsca na kartce to też chwila „oddechu”. Zderzenie jeszcze bardzo swobodnych kresek czy plam z niezamalowanymi partiami może intrygować. Przebieg spontanicznych kresek nie dotkniętych retuszem czy gumką jest czymś, czego brakuje mi w dopracowanym rysunku. I wreszcie, jeśli ogląda się szkice jakiegoś twórcy i porównuje je ze skończonym dziełem, można dojść do wniosku, iż szkic to naturalny sposób myślenia. Gotowy zaś obraz to ilustracja na jakieś potrzeby. Bywa że obraz jest przemęczony dla jakiejś idei ale fascynują mnie obrazy jakby przerwane w trakcie, spontaniczne i szczere…
Marcin Giejson