Tym razem trochę uniwersalnego spojrzenia na rzeczywistość pod kontem próżności w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu i stąd wiersz: Sprzedawca balonów (walczę z tym, ale trudno mi tytuły własnych utworów zamykać w cudzysłów z logicznego punktu widzenia).
Ilustracją niech będzie zbiorowa prezentacja moich malarskich dokonań. Czy oskarżam w tym ujęciu siebie o próżność…? Najpierw krótki test. Stefan Pacek: „Jeśli odczułeś, że znalazłeś uznanie u wszystkich, znaczy, że osiągnąłeś już pełnię własnej próżności.” K.A.: Nie odczuwam tego. Zdecydowanie nie mam powszechnego uznania. Gdyby tak było z pewnością byłbym człowiekiem zamożnym i prawdopodobnie skończonym twórczo. Karl Kraus: „Skromność jest prawem artystów, próżność ich obowiązkiem”. K.A.: Ciekawe. Pewnie stąd moja awersja do określania siebie słowem „artysta”. Jeśli w tym pojęciu próżność oznacza potrzebę bycia podziwianym i przede wszystkim zrozumianym, i jeśli to u twórców obowiązkowe, to pewnie w jakimś tam stopniu – jestem… 🙂
Sprzedawca balonów
(dość nietaktowny uniwersalistyczny para-sonet szekspirowski)
Sprzedawca złudzeń w deszczu przed marketem stoi i duma.
Tchnieniem nie dość eterycznym pewnie skażone ma płuca.
Dokładnie nie wiadomo, czy powietrze w gumach z powietrzem
tożsame, czy może jakiś w nich składnik tę tożsamość zakłóca?
Człowiek nie jest stary, ani też sterany życiem.
Za złotówkę – mówi – możesz mieć dwa różne,
a wszystkie kolorowe i równo nadęte obficie.
Lecz ty i tak wiesz, że wnętrza balonów są – próżne.
Choć tu się mylisz. Jest też inna prawda i logikom znana.
Próżny, to dokładnie pusty, a zwiotczały balon – nie uleci.
Płucne nieloty – pchnięte, podskoczą chociaż do kolana.
Nietrwałe, chwilowy entuzjazm wzbudzają – u dzieci.
Coś jak bańka, chociaż tęczowa, to i tak – tylko mydlana.
A zresztą, wszystko, co stoi…, to i tak podobno – leci. *
* odniesienie do sformułowania użytego przez C.K. Norwida w wierszu „Marionetki”.
04012014
Krzysztof Abrahamowicz