Stowarzyszenie Animatorów Kultury pokazało przedstawienie wykraczające poza stereotyp lokalnego amatorskiego teatru. I tylko niezorientowani mogą myśleć, że napisany prawie 90 lat temu tekst „Czupurka” jest jedynie śmieszną bajką. Na scenie zresztą od samego początku było widać, że twórcy spektaklu chcą, by widzowie mieli nie tylko powód do szczerego śmiechu, ale i motywy do refleksji.
Fabuła, rzec można, nieskomplikowana. W drobiowym światku, obok banalnej codzienności, rozgrywają się przeróżne interesy. Na pozór oczywisty bieg spraw wśród dziobiących ziarno stworzeń, pod spodem skrywa mnogość i odmienność celów, jakimi kierują się poszczególne familie, a nawet ich członkowie. Wszystko – w istocie – obraca się wokół szans na awans, na podniesienie prestiżu czy też na ustawienie swoich potomków. Retorycznym jest pytanie czy bajkowe obrazki spisane przez Benedykta Hertza są jedynie fotografią kurzej, indyczej, kaczej, gęsiej czy bażanciej egzystencji. Autor bowiem zasłynął z tego, że pisząc bajki czy satyry, komentował z lewicowego (rozumianego adekwatnie do czasów, w jakich żył publicysta) punktu widzenia obyczaje i prawidła regulujące społeczne zachowania ludzi.
„Czupurek” jest więc przezabawną bajką dla młodszych i równocześnie arcyrefleksyjną narracją adresowaną do dorosłych. Jedni i drudzy mogą się setnie ubawić fabułą – i tak właśnie było w trakcie zapowiadanego VVENA.PL przedstawienia w niedzielę 18 czerwca 2017 r. Była tam pewna postać spoza drobiej społeczności. Poczciwe psisko (w tej roli zarysowany na mentora Stanisław Susz), być może pod wpływem nostalgicznej rozmowy z młodym bażantem (tu uwodzicielsko-marzycielski Konrad Dominik), chwyta sznurki i jako „szara eminencja” skutecznie wpływa na tok zdarzeń. Inspiratorką warstwy refleksyjnej była Narratorka (niebanalnie jawiła się w tej roli Anna Michałek). Najpierw jesteśmy świadkami zamieszania w drobim mikroświatku, po czym okazuje się, że atakujące kolorami, piskami i wszelkimi innymi sposobami grupki interesu pozostają w swoim galimatiasie. Prawdziwy złocisty bażant, a nie lepiony na niego kurczak (zabawny w tej roli Sylwester Pióro) czy usiłujące wykorzystać jego niezdarność przedstawicielki młodzieży oraz stojące za nimi drobie matrony (jak zwykle emanująca scenicznie wysoką temperaturą Bożena Bogaczyńska-Adach – jako Kaczka, brylująca błyskotliwością Maja Chudzikowska – jako Indyczka i nie mniej błyszcząca Anna Sibińska – jako Gęś), wybiera za partnerkę życia kogoś zupełnie innego. Wprawdzie kurczak szkolony przez wytworną nauczycielkę Srokę (wcieliła się w nią z właściwą sobie słodyczą Maja Bednarz) miał trafić w małżeńskie szpony „nieco” starszej od niego pstrej dziedziczki Papugi (Jadwiga Cudzich nadała tej postaci koloryt), bo tak wymyśliła to sobie Kwoka (tę rolę zagrała ze swadą Violetta Narwojsz), to jednak historyjka potoczyła się inaczej. Panfoflarsko usposobiony, ale nie wolny od zachcianek ojczulek Czupurka (tę rolę odtwarzał mimiką i gestami Mariusz Chmielowiec) nie przeszkadzał, ale też nie pomagał Kwoce, tak jak zadania nie ułatwiały jej córki konkurujących drobich gatunków (wdzięk i czar młodości eksponowały: Weronika Kudryńska, Emma Ćwiklak i Aleksandra Dulęba). Od początku, niejako w cieniu, ale kontrastującym z pstrokacizną i blichtrem, widoczna była sylwetka ptasiej Przybłędy (fantastyczna eteryczność i skrywany za mgiełką powagi magnetyzm grającej tę rolę Weroniki Wójcik). Jakby wycofana, emanująca dziewczęcą skromnością, ale już ukształtowana do kobiecości, udrapowana „na szaro” okazuje się być prawdziwą wybranką losu. Zagrali wszyscy razem i każde z osobna naprawdę świetny spektakl, z który warto pójść dalej. Nie traci niczego z aktualności niezależnie od miejsca i czasu jego prezentacji.
Odpowiedź na tytułowe pytanie jest jedna. Podpowiedź pierwsza? Nie zwracajcie uwagi na to, co wabi, lecz na to, co jest prawdziwe. Podpowiedź druga? Nie wierzcie temu, co jest udawane i nie wierzcie, że można udawać bez końca. Podpowiedź trzecia? Może być pierwszą i należy do widza.
Krzysztof Kotowicz
PEŁNY FOTOREPORTAŻ NA ZĄBKOWICE4YOU.PL