Niecodzienne skrzyżowanie muzycznych kultur, niezwykły splot odmiennych wokalnych brzmień, niespotykana harmonia pomiędzy artystycznymi osobowościami, niepowtarzalne przeżycia dla zasłuchanych w harmonicznie wibrujące tembry trzech kobiet.
„Jazz meets Folk”, tydzień temu w Kłodzku, mimo panującego atmosferycznego chłodu, wprowadził zarówno wykonawczynie, jak i publiczność w bardzo ciepły klimat. Agata Bilińska, Magdalena Topolanek i Zaya Bavuu – indywidualnie i wspólnie, zaprosiły słuchaczy w obszary śpiewu, które samodzielnie emanują mocnymi fluidami kultury niemasowej, a połączone zapewne wywoływały w każdej osobie obecnej na koncercie zaskakujące emocje.
Magdalena – bardzo już rozpoznawalna w naszym regionie pieśniarka kultywująca stylistykę góralską w jej maksymalnie kobiecej egzemplifikacji. Zazwyczaj, słysząc góralskie melodie, mamy skłonność do wdawania się we właściwy im beat. Magda nie pozwala przytupywać sobie mimowolnie, bo choć – rzecz jasna – jej piosenki mają swój rytm, to jednak są niepretensjonalną i uwspółcześnioną wariacją nad tym, co wybitnie ludowe, co dobitnie proste, i co tchnie szczerością i spontanicznością. Śpiew od serca, więc serdeczny, śpiew dla ludzi wrażliwych, zatem do serc trafiający. Ludowość zamieniona w klasykę, a więc grację, ale z temperamentem.
Zaya, reprezentująca bardzo mało znaną w Polsce stylistykę tradycyjnych pieśni Mongolii, mogła być i była – jak można przypuszczać – najbardziej magnetyzującą postacią wydarzenia. Nie rozumiejąc nawet słów wykonywanych przez Zayę utworów, a tylko znając ich zapowiedzianą treść, można było zanurzyć się w aurze przesłania zawartego w jej śpiewie. Nie nazwałbym tego egzotyką, ale raczej nieznaną nam dostatecznie odmianą wysokiej kultury śpiewu, jaką znamy z kręgów europejskich – na przykład w kompozycjach psalmodycznych. Żałuję, że nie zdążyłem zapytać o słowa tych pieśni, ale naprawdę sam śpiew i modulacja głosu oraz wpisana weń intensywność każdej frazy wbijała mnie w miejsce zajmowane na widowni.
Agata – zanurzona w nowoczesnych, co nie znaczy, że pozbawionych pietyzmu (co należy odnotować, gdyż sztuka nowoczesna to dość często blichtr i pozór) niuansach wokalistyki jazzowej. Jak się okazuje każdym swoim występem wkracza w nowy krąg poszukiwań prowadzonych śpiewem. Dysponując cudownym głosem, balansując na różnych jego tonacjach, Agata przede wszystkim eksploruje potencjał strun głosowych implementując ich wibracyjne efekty w technologiczne instrumentarium. Podczas tego koncertu zademonstrowała – żeby użyć modnego ostatnio słowa – innowacyjność wokalną. Elektroniczna aparatura, jaką się posłużyła, przeplatała głos z „teraz” z tym „sprzed chwili” i „sprzed kilku chwil”. Taka wokaliza czyniła występ Agaty dosłownie fascynującym.
Gdy Agata, Zaya i Magdalena zaśpiewały razem, znajdowaliśmy się na zbiegu dróg prowadzących wprawdzie z różnych stron i być może wiodących w przyszłości w odmienne przestrzenie, ale ich splot umożliwiał słuchaczom dotknięcie – choć na chwilę – różnych pod względem temperatury barwy i smaku, ale współbrzmiących ze sobą, nurtów śpiewu. To, że tak inne w swojej istocie owoce kulturowych rodowodów każdej z artystek, udało się uczynić harmonią bez utraty indywidualnego kolorytu, to niewątpliwy sukces każdej z wokalistek i ich wspólny.
Publiczność zgromadzona licznie w kłodzkiej kawiarni Nota Bene na – zapowiadanym przez VVENA.PL – koncercie Jazz meets Folk” nagrodziła tę pracę aplauzem i kwiatami. Pisząc te słowa tydzień później, nie mam wrażenia upływu czasu, bo nadal słyszę Magdę, Zayę i Agatę – każdą z nich i je razem. Za to dziękuję, pozostając z nadzieją na kolejne takie spotkanie i życzę go miłośnikom dobrej kultury.
Krzysztof Kotowicz