Dobrze napisany kryminał, to taki, który potrafi wprowadzić Czytelnika w świat otulony bystrym i niebezpiecznym zarazem spokojem. Bezdechem wywołującym dreszcze, niepokój, a także niepowtarzalne emocje.
I tym razem Louise Penny nie zawiodła mnie. Jej talent pisarski w drugim tomie powieści o inspektorze Armandzie Gamache’u zabiera Czytelnika do zaśnieżonej, zagubionej w krajobrazach górskich osady. Three Pines- spokojne miejsce na ziemi, tak małe, że nie sposób znaleźć go na mapie. Co jednak kryje się w tych niepowtarzalnych zimowych krajobrazach? Jakie tajemnice tym razem staną twarzą w twarz w inspektorem i jego ekipą śledczą?
Autorka na kartach swojego kryminału, bardzo przebiegle przedstawia postać CC de Poitiers. Najpierw zaprasza Czytelnika do obserwacji jej życia, poznawania stanów emocjonalnych bohaterki, a także sposobu bycia, pojmowania świata. Szybko można zauważyć, że jest to kobieta bezwzględna, nieczuła, ba! Jest samolubną, zapatrzoną w siebie i swój wyimaginowany świat, zimną kobietą. Nie liczy się ze zdaniem innych, bo po co, skoro ważne są tylko jej poglądy. Jest wyrodną matką, bez wyrzutów sumienia zdradza męża. Czy jest ktoś kto ją kocha? Pokusiłabym się o dobitniejsze stwierdzenie odnoszące się do bohaterki – a mianowicie czy jest ktoś kto chociażby ją znosi? Odpowiedź brzmi: nie. Otoczenie jest dla niej nieistotne, ze wzajemnością.
Następnie Louise Penny pozwala na osądzenie de Poitiers. Dla mnie bohaterka była nie lada wyzwaniem i próbą cierpliwości. Była tak bardzo irytująca i pretensjonalna w swoim zachowaniu, iż nie mogłam się doczekać wkroczenia w sprawę inspektora Gamache’a, który rozwikłałby zagadkę i znalazł choć jeden powód, aby usprawiedliwić zachowanie bohaterki. Kiedy więc CC, w niewyjaśnionych okolicznościach, na środku zamarzniętego jeziora ginie poprzez porażenie prądem, doprawdy w tym momencie zadałam sobie pytanie: „Czy wśród bohaterów znajdzie się choć jedna osoba, która nie chciałaby się jej pozbyć?”. Naraziła się ona w kręgu ludzi, którzy ją otaczali każdemu z osobna. Inspektor jednak, zadał sobie inne pytanie: „Dlaczego podczas trwania meczu curlingu, przy obecności dziesiątek ludzi nikt niczego nie zauważył?” Czy jest to zbrodnia doskonała? A może nie jednej osobie zależało na śmierci tak okrutnej kobiety? Osadę, do której w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia przybywa inspektor, paraliżuje nie tylko ostra zima, ale także bezwzględny strach. Morderca jest wśród nich, być może tego ranka jadł z nimi świąteczne śniadanie, witał się przechodząc chodnikiem. Człowiek, który jako ostatni patrzył na żywą CC de Poitiers, oczami pełnymi śmierci. Jest gdzieś blisko. To pewne.
Czy jest ktoś kto chociażby ją znosi?
Odpowiedź brzmi: nie.
Nie mogłabym pominąć faktu, że książka, podobnie jak w przypadku „Martwego punktu” jest napisana w genialny sposób i niejednokrotnie wyprowadza Czytelnika w „maliny”. Jeśli już jesteś pewien, że wiesz jak rozwiązać zagadkę- zastanów się lepiej raz jeszcze. Kryminał Louise Penny kolejny raz ukazuje mi się w odsłonie jej wielkiego stylu pisania. Nie ma nic lepszego od zaskakujących zwrotów akcji z jakimi spotkacie się czytając „Zabójczy spokój”. Tytuł idealnie odzwierciedla zawartość książki. Jest zabójczo ciekawa. Aura względnego spokoju, która wytwarza się podczas czytania tej lektury, podsyca tylko emocje. Napędza bezdenną ciekawość czytelniczą. I oczywiście postać Armanda Gamache’a. Mój ulubiony inspektor, zaraz obok Holmesa oraz detektywa Poirota powraca w wielkim stylu.
Jeśli Drogi Czytelniku, chcesz poczuć dreszczyk emocji, bez dwóch zdań – zatracić się w zimowym krajobrazie spokojnej na pozór małej mieściny osadzonej w cieniu morderstwa – musisz przeczytać „Zabójczy spokój”.
Sylwia Grochala-Winnik