Wojna jest konfrontacją, a żadna konfrontacja zbrojna nie jest dobra. Podczas takiego starcia straty zawsze pojawiają się po obu stronach. Wśród wielu losów ludzi, jakie niesie za sobą historia – życiorysy kobiet, które brały udział w Powstaniu Warszawskim, zachowają się w moim sercu w wyjątkowy i niepowtarzalny sposób.
Jest 8 maja 2014 roku, godzina 23.30, opuszczam dom, w którym przebywam na co dzień, spędzając wieczory z książką pod ciepłym kocem i przenoszę się na kartach „Dziewczyn z Powstania” autorstwa Anny Herbich do dnia 1 sierpnia 1944 roku, do okupowanej i przepełnionej strachem Warszawy. Do Warszawy w dniu Powstania Warszawskiego. Poznaję tam jedenaście kobiet. Jedenaście kobiet, takich jak każda z nas, a jednak jedenaście bohaterek tych sześćdziesięciu trzech walecznych i mrocznych dni, które niczym burzowe chmury zasłoniły na ponad dwa miesiące Polskie niebo. Każda z tych kobiet, sanitariuszek, matek, harcerek… podobnie jak dzisiaj my, miały swoje pragnienia, marzenia, ambicje. Ale historia nie liczyła się z tym, co kryły te młode dziewczyny w swoich niewinnych sercach. Atak zbrojny zaskoczył zwyczajnych ludzi w codziennych pracach: przy gotowaniu obiadu, usypianiu dziecka w białej, drewnianej kołysce, w trakcie porodu, podczas spaceru po warszawskich chodnikach… Historia jak morderczy kat, kreśliła swoje karty, które miały się zapisać lękiem i krwią ludzi.
„Granatniki, moździerze, gęsta kanonada z broni maszynowej” – te słowa brzmią, niczym wyjęte z ust nieustraszonego żołnierza, a jednak, to słowa jednej z dziewczyn, bohaterki tych smutnych wydarzeń. Kiedy dom jest w niebezpieczeństwie, walczą o niego wszyscy, mężowie, żony i dzieci. Domem dla ludzi podczas tej wojny były nie tylko cztery ściany, ale przede wszystkim ludzie w nim mieszkający – chronili siebie nawzajem. Domem, była Warszawa i Matka Ojczyzna. Właśnie dlatego, urzekło mnie w książce podejście kobiet biorących udział w powstaniu, do samych wydarzeń z 1 sierpnia 1944. Nam, ludziom XXI wieku wydaje się, że ówczesne kobiety czuły tylko strach. Ależ nie! One czuły ekscytację, radość, wzruszenie! Były odważne, wojownicze, a cięta riposta wobec Niemców nie była im obca. Czuły się żołnierzami i były nimi w rzeczywistości. W swojej świadomości miały wrócić do „domu”, po pięciu latach okupacji! Agitacja brała górę nade wszystko. Ludzie zrzeszali się w imię wolności, w imię niepodległości. Dziewczyny z powstania, opisują także swoje losy przed okupacją Warszawy, przed wszczęciem Powstania. Wspominają barwne tętniące życiem wsie, zapach pól, chwile spędzone w gronie rodzin, swoje miłości. Zauważyć można łatwo, jak ówcześni ludzie się szanowali, kochali. Tym bardziej przywiązując się do ich wspomnień, nam czytelnikom, trudniej powstrzymać wzruszenie. Historia, które tworzyła się w ich rękach, tworzyła się przecież dla następnych pokoleń – dla nas.
Czuły się żołnierzami
i były nimi w rzeczywistości.
Czytając pierwsze stronice książki, nie umiałam i nie chciałam powstrzymywać łez. Płakałam jak małe dziecko, które nie jest w stanie zrozumieć dlaczego w zimie nie kwitną w ogrodzie róże. Ja też nie rozumiałam dlaczego człowiek drugiemu człowiekowi może wyrządzić taką krzywdę jaką jest zbrojna konfrontacja – wojna. Wy też nie powstrzymacie łez. I nie chciejcie ich zatrzymywać, niech spływają po policzkach i będą przemilczanym hołdem dla kobiet, które swój czynny udział miały w Powstaniu Warszawskim. W książce nie brakuje jednak, zabawnych wspomnień dziewczyn z powstania. Prostych, banalnych sytuacji, które na tle trudnych spraw przede dniu wojny, przynosiły chwile wytchnienia, ulgi i wywoływały uśmiech. O tak! Uśmiechnęłam się też niejednokrotnie, ocierając mokre jeszcze od łez policzki. Jak piękne jest to, że kobiety te potrafiły cieszyć się najprostszymi rzeczami: czystą wodą, ubraniem, krótkim listem od ukochanego, liczącym ledwie dwa krótkie zdania. Dziś wymagamy więcej, mając i tak o wiele więcej od nich. Czyż nie jest tak?
Książka jest zbiorem pięknych emocji. Wzruszająca, wyciskając szczere łzy, wywołująca szczery uśmiech. Dlaczego? Bo intencje bohaterek o których się czyta w tej książce były szczere, prawdziwe. Książka ta, traktuje o bezpowrotnej stracie, o walecznych sercach, odwadze, której jak sądzę, niestety dziś nam brakuje. Czy byłybyśmy bowiem w stanie ryzykować swoje życie dla ludzi całkiem obcych? Zasłaniając własna piersią, tętniące przerażeniem serce drugiego człowieka? Nie wiem… nie umiem odpowiedzieć na to pytanie i nie ukrywam, że przykro mi z tego powodu. Nie wiem bowiem czy byłabym tak odważna. One były. „Dziewczyny z Powstania” to lektura, którą czyta się jednym tchem. Napisana jest lekkim piórem autora. Każde zdanie z osobna jest niezmiernie ciekawe, a całość tworzy arcydzieło! W książce znajdziecie wiele źródłowych zdjęć z czasów okupowanej Warszawy, czasów wojny. Fotografie, na których czas zatrzymał się na uśmiechniętych twarzach, pełnych nadziei, miłości, ale też strachu. Historia jedenastu kobiet, jedenastu różnych niezależnych od siebie losów. Jednakże tych jedenaście dziewczyn połączyła jedna historia, zapisana na kartach niejednej z ksiąg. Czas Powstania Warszawskiego, a także okres przed jego wybuchem i czas wojny – to chwile trwogi, smutku, trudnych pożegnań, ale też radości z prostych rzeczy, czas na miłości, nadziei… Nie da się ukryć, że nawet w Warszawie, za czasów okupacji, powoli w swoim rytmie opadał kurz wywołany wybuchami bomb niemieckich, odsłaniając słońce – nadzieję na lepsze jutro, nadzieję na przyszłość.
Książkę, którą pochłonęłam w jedną noc, przeskakując z 2014 roku do 1944 roku zaliczam do ulubionych. Stawiam ją na pierwszym miejscu w rankingu książek 2014! Muszę przyznać, a robię to z wielkim szacunkiem do bohaterek Powstania Warszawskiego – wszystkich, nie tylko jedenastu opisanych kobiet, że książka ta zapadnie mi w pamięci i sercu na zawsze. Dziękuję Wam, że przyczyniłyście się Panie, do Polski wolnej, Polski jaką dane nam jest znać.
Komentarze 1