Przez lata 11 listopada kojarzy nam się z apelami w szkole, gdzie teatralnym wymownym gestem, zrywa się papierowy łańcuch wiszący na mapie Polski lub z grobową miną recytuje wiersze o tym jak zniewoleni byliśmy i jak upragnioną wolność odzyskaliśmy.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że praktycznie świętujemy (może raczej pasowałoby tu słowo „upamiętniamy”) niewolę, a o wolności wspominamy gdzieś na końcu licznych historii upadków Polskiej niepodległości. Czy na pewno tak to powinno wyglądać? Wiadomo, że o ludziach, którzy o wolność walczyli wspomnieć trzeba, to naturalne, ale coś nie chce mi się wierzyć, że takie scenariusze świętowania widzieli oni walcząc o swobodę.
W co szczęśliwszych placówkach szkolnych trafi się koncert pieśni patriotycznych. I Bogu dzięki! Bo są piękne, warto je znać, a i samo wspólne śpiewanie już coś w człowieku porusza i zmienia. Mamy ich bardzo dużo i obejmują wiele aspektów, od smutku niewoli, przez tęsknotę, do radości zwycięstwa, tak że prześpiewując parę „przeżywamy” piękną historię ze zdrową dawką nastrojów nie pomijając kluczowej (moim zdaniem) radości.
Co dalej?
Kończąc lata szkolne obserwujemy, że jest tylko gorzej. Nie wiedzieć czemu święto od dwóch lat dla wielu jest okazją do powiedzenia co dziś im w Polsce nie przypada do gustu. Trzeba podkreślić: nikt im tego nie broni, wręcz jest to potrzebne, ale czemu akurat wtedy, kiedy warto by się cieszyć i uczcić pamięć tych, którzy oddali swoje życie korzystając z tego, czego im brakowało najbardziej (czyt. wolności). Nie możemy dzień później wylewać żali? Żeby jeszcze odbywało się to w formie żarliwej dyskusji, a niestety często kończy się licznymi zamieszkami, tak że 11 listopada nad większymi miastami latają helikoptery, a na co drugiej ulicy spotkać można patrol policji. Gdzieś w okolicach rynków organizowane są pochody i demonstracje, rzadko pokojowe. Znów aż ciśnie się na usta: „Czy na pewno tak to powinno wyglądać?”.
Owszem powstaje piękny zwyczaj (miejmy nadzieję już niedługo będzie tradycją) wywieszania za oknami barw państwowych. I czy to ważne, że dlatego że zostało nam sporo flag po Euro 2012? Nikomu w szafki nie zaglądam, o źródło materiałów nie pytam, doceniam zaangażowanie w osobisty wkład w przeżywanie święta! Oby tak dalej, oby coraz więcej flag tego dnia wisiało, stwórzmy sobie klimat i nastrój do przeżywania!
W wielu domach spotkać można „grający” w tle telewizor z sączącymi się obchodami, wprost z Placu przy Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie, ale obejrzenie uroczystości czy włączenie jej żeby była gdzieś w tle dalekie jest od świętowania!
W głowie się nie mieści, że im Polacy przez wieki znani, jako jedni z większych imprezowiczów, z okazji do świętowania robimy bojkot, albo pełną powagi i smutku recytację historycznych porażek. Gdzie radość?! Przecież to nie święto „utraty wolności”, a odzyskania wolności!
Co można zrobić?
- Może oprócz obejrzenia transmisji z Placu w Warszawie samemu znaleźć grób nieznanego żołnierza? Wbrew pozorom jest ich całkiem sporo. Na starych cmentarzach, czy też na tych nowszych są groby ludzi, często młodych z zaznaczoną organizacją, do której należeli np. ZHP. Młody wiek i zapewne odległa data wskazuje na nienaturalną śmierć… Albo po prostu zapalić znicz przy zbiorowym miejscu? Uhonorować pamięć tych, co za wolność oddali życie.
- Wziąć udział w organizowanych tego dnia obchodach w mieście. Często jest ich wiele i wcale nie muszą być nudne! To koncerty pieśni patriotycznych, wystawy, przedstawienia, przebierane marsze, a nawet gry miejskie! Panele dyskusyjne czy po prosu wieczorki poetyckie. Zróbmy coś razem z innymi, przeżyjmy razem święto, bo chyba zapomnieliśmy, że najlepiej świętuje się w grupie, że żadne wspomnienia ani przeżycia nie smakują tak dobrze jak wśród przyjaciół, bliskich, czy po prostu innych ludzi, z którymi można podzielić się emocjami.
- Zróbmy coś, co pozwoli nam uświadomić sobie „wolność”. Nie czujemy tego, na co dzień, bo przyzwyczailiśmy się do tego uczucia. Wielu z nas nie ma pojęcia, co znaczy być w niewoli, ale spróbujmy zrobić coś, przy czym czujemy się wolni. Poczuć wolność żeby móc za nią podziękować. Idźmy w góry, stańmy na tarasie i zobaczmy potężną przestrzeń przed sobą, pojedźmy przed siebie, pobiegnijmy ile sił w dal, idźmy na niekończący się spacer nocą (kiedyś nie wolno było po 22 wychodzić…). A potem podziękujmy w duchu tym, którzy o to walczyli.
- Złapanie gitary, zebranie przyjaciół i pośpiewanie w domowym zaciszu piosenek patriotycznych też będzie genialnym pomysłem! Teksty są w prawie każdym śpiewniku ogniskowym, chwyty też się łatwo znajdą z pewnością. Wykorzystajmy to, że ponad połowa naszego narodu potrafi śpiewać (toż widać w każdym programie typu „talent-show”), reszta niech śpiewa co najwyżej ciszej, ważne że z serca.
- Można też po prostu porozmawiać z dziadkami o tym jak było, pooglądać jakiś film historyczny (ostatnio mamy ich zatrzęsienie i jest w czym wybierać), spróbować przeżyć walkę razem z innymi. Albo pooglądać jakąś historię Polski w pigułce i zwiększyć tym samym swoją świadomość narodową. Tutaj pigułka, bardzo estetycznie i ciekawie zrobiona:
- Wersja hard: idźmy na Mszę, szczególnie warto w tym dniu odwiedzić kościoły garnizonowe i przeżyć bardzo uroczystą Eucharystię. Najlepiej z obstawą chóru być może wojskowego! Tak osobiście mówiąc to nigdy nie czuję się bardziej patriotką niż wtedy, gdy śpiewam „Boże coś Polskę…”.
Opcji jest naprawdę dużo, każdy znajdzie coś dla siebie. Tylko przestańmy się zamykać i korzystać z dnia wolnego na pospanie, albo nadrobienie porządków, bo to, że mamy dzień wolny też nas zobowiązuje. Mamy go po to żeby go w całości dobrze wykorzystać świętując.
POPRZEDNI ODCINEK…. …..KONTYNUACJA ZA TYDZIEŃ
Natalia Junik / vijolet.blogspot.com