Człowiek zawsze znajduje się pomiędzy dobrem a złem, cokolwiek czyni, wybiera pomiędzy podpowiedziami rozsądku a impulsami uczuć, nieustannie wypatruje dobrych wiadomości, a otrzymuje także złe. Owa bipolarność ludzkiej egzystencji wyraża się także w istnieniu człowieka jako kobiety i mężczyzny, jako władcy i poddanego, jako spragnionego szczęścia i doznającego krzywdy. „Tristan, Izolda, …” to opowieść o takiej właśnie sieci wzajemnych zależności i dążenia do samodzielności, splątanych ze sobą w sposób oczywisty i zarazem przekraczający zdolność pojmowania.
Teatr w Kłodzku pokazał wczoraj tę celtycką legendę, adaptując ją dla nas – widzów w środku Europy – językiem teatru japońskiego. Widowisko wybitnie przeznaczone dla dorosłych miało swoją warstwę sceniczną w pełni zrozumiałą dla dzieci lub kogoś, kto nie zna słynnego romansu z osobistej lektury. Udało się wszystkim, którzy stworzyli ten spektakl (na scenie – aktorzy, lalki, kostiumy, scenografia, w jego tle – muzyka, światła i niejako na zapleczu – reżyseria i adaptacja, choreografia) uczynić z opowieści o miłości, jakich znamy mnóstwo, narrację o osobistych dylematach, jakich codziennie doświadczamy także w sytuacjach dalekich od miłości. Te wewnętrzne spory, rozpisane na głosy i postaci poszczególnych bohaterów „Tristana, Izoldy, …” w wersji przygotowanej przez Michała Tramera (reżyseria), potwierdzają nasze człowieczeństwo. Jeśli ich nie mamy, to oznacza, iż rozchodzimy się z tym, co stanowi o naszej ludzkiej kondycji. Jedna z ostatnich scen, w której Tristan kończy żywot, słysząc o statku płynącym pod czarnym żaglem, podczas gdy w rzeczywistości wiatr trafia w żagiel biały, eksponuje ludzką przegraną z kłamstwem, ale też uwydatnia jak okrutnie kłamstwo krzywdzi.
Genialnie zaprojektowane przez Sori Sawa i wykonane przez Yumi Hayashi-Mraz lalki, ale też brawurowe prowadzenie przez pary aktorów lub pojedynczo (co już samo w sobie było nadzwyczajnym środkiem wyrazu), stały się nośnikiem słów padających ze sceny. Może warto się w tym miejscu zapytać, czy to jeszcze tylko scena, czy już nasze wnętrze (intelekt, sumienie). Lalkowe oblicza bohaterów sztuki, choć z oczywistych względów pozbawione gry mimicznej, sprawiały wrażenie ożywionych. To niewątpliwie zasługa aktorów Teatru w Kłodzku: Aleksandry Pejcz, Joanny Półtoranos, Joanny Załuckiej, Łukasza Jarzyńskiego, Kamila Katolika i Bartosza Sochy. Ich głosy, gesty, a chwilami odsłonięte twarze były świadectwem kiełkowania w nich odtwarzanych postaci. Muzyka na żywo w wykonaniu Roho Konar i Agaty Bilińskiej, wibrująca pomiędzy wszystkimi obecnymi w sali teatralnej Kłodzkiego Centrum Kultury, rozlewała perspektywę obrazów scenicznych na całą widownię.
Spektakl – zapowiadany przez Portal VVENA.PL – zasługiwał na długie oklaski na stojąco nie tylko dlatego, iż został zrealizowany siłami lokalnych twórców (choć to samo w sobie już godne jest uznania), ale też dla samego faktu podjęcia się bardzo trudnego zadania. Nie jest bowiem łatwo opowiedzieć powszechnie znany romans tak, by od początku do końca można było widzieć coś nieoczekiwanego.
Krzysztof Kotowicz
Spektakl „Tristan, Izolda, …” – jak już zapowiadał Portal VVENA.PL będzie powtórzony dzisiaj, tj. 30 września 2013 r. o godz. 18:00 w Kłodzkim Centrum Kultury.
Komentarze 1