Skrzypnięcie drzwi, delikatny stukot obcasów i unoszący się kwiatowy zapach perfum sprawiły, że dziewczyny ze „Sztukupuku” poczuły ścisk w gardle. Przyszedł długo oczekiwany czas. Teraz trzeba zrobić kolejny krok i zacząć wernisaż. To było ich pierwsze wspólne przedsięwzięcie. Czy dadzą radę?
Pewnie każda z nich miała głębokie przeświadczenie, że w razie sytuacji awaryjnej jest ktoś, kto może je zastąpić. Jedna drugą będzie wspierać. Dość dziwne, ale bardzo przyjemne uczucie. Od samego początku we trzy były kreatorkami projektu „Naturą kobiety jest tworzyć. Inspirujące spotkania ze sztuką”. Potrzeba zrobienia wspólnych warsztatów i działania na rzecz lokalnej społeczności, w tym przypadku kobiet z Powiatu Ząbkowickiego i strzelińskiego, tliła się w ich głowach i sercach od dawna – podobno od roku, a sama grupa „Sztukupuku” istnieje już od ponad trzech lat. Na pierwszej wystawie prac wykonanych przez 10 uczestniczek projektu dofinansowanego z Dolnośląskiego Funduszu Małych Inicjatyw wystąpiły w roli kuratorek wystawy, koordynatorek projektu, gospodarzy Izby Pamiątek Regionalnych oraz instruktorek. Wiele ról, a efekt dość zaskakujący.
Wydawać by się mogło, że nic już nie może zdziwić odbiorców. Kolejna wystawa, kolejna inicjatywa w Ząbkowicach, wieczorne spotkanie z prezentacją w tle. Dla jednych okazja do przekąszenia ciasteczek i wypicia kawy, dla innych zabicie nudy we wtorkowy wieczór lub okazja do spotkania kilku znanych lub mniej znanych osób, być może chęć pozowania do zdjęć, w końcu była prasa. Trudno rozstrzygnąć i wypowiadać się za przybyszów. Jedno jest pewne, warto wtopić się w tłum i dyskretnie obserwować wrażenia, mimikę oraz rejestrować usłyszane głosy. Rozmawiać z gośćmi. Najbardziej zaskoczonymi osobami były same twórczynie małych arcydzieł. Odpowiednio wyeksponowane wyroby, dobór światła, kolorystyki i ram sprawiły, że wisiory z kamieniem, ceramiczne filiżanki, misy, dzbanuszki, flakoniki i podstawki nabrały nowego życia. Miedziane druciki zaczęły odbijać światło naszych uśmiechów, półszlachetne kamienie przemówiły głosem swoich autorek, a powieszone w antyramach kolaże wyszły z cienia zwykłych papierowych wycinanek. Autorki oniemiały z wrażenia. Pytały z lekkim niedowierzaniem, czy to są rzeczywiście ich prace.
Podczas, zapowiadanego przez VVENA.PL, wernisażu niewielka sala wypełniła się niepowtarzalnym aromatem. Aromatem bez zapachu. Woń muskających się spojrzeń, przenikających się ciał oraz twarzy, które przez dłuższą chwilę z lekkim przymrużeniem oka oglądają przedmioty ze wszystkich stron, dotykają, gładzą, muskają i wąchają ceramiczne bibeloty. Teraz są już twardym tworzywem, które nie przypomina miękkiej różowej gliny, którą dziewczyny dostały w czasie warsztatów. Magia ognia. Wypał i szkliwienie zmieniło ich charakter, tchnęło nowe, różnobarwne życie. Ma to swój metafizyczny wymiar. Każdy z nas ma w sobie potencjał, ze zwykłej szorstkiej jednokolorowej masy, jaką jest glina przed wypałem, możemy stać się błyszczącą, kolorową, pełną energii postacią, która jest tak twarda, że nie stopią ją nawet najsilniejsze promienie słoneczne. Glina jest niezwykła. Kamienie zresztą nie ustępują wdzięcznej glinie na krok. W artystycznym i warsztatowym maratonie biegły tuż koło siebie, niejako uzupełniając się.
Wymowne były kolie, w których zaprezentowały się same organizatorki, miedź z elementami ceramiki. Prowokacja? Rywalizacja? A być może współpraca? Kasia Sobocka i Baśka Trzybulska to postacie, które się uzupełniają. Dwa zupełnie inne charaktery. Dobry zespół, który uzupełnia pragmatyczna Dorota Felcenloben.
Dzwoniące kawałeczki miedzi, subtelność w odcieniach drucików sprawiły, że zaproszono nas do świata niezwykłych wrażeń, szczególnie, że mogliśmy wszystkiego dotykać. To nie jest zwykłe muzeum, ani żadna interaktywna wystawa, to obcowanie z żywym tworzywem, z dziełami, za którymi stoją uśmiechnięte, serdeczne i empatyczne kobiety. Większość uczestniczek projektu pojawiła się na wernisażu, ujawniły się, wyszły z cienia. Mimo wielu obaw zgodziły się podpisać prace, myśląc pewnie, że mogą wystawić się na krytykę i złośliwe uśmieszki. Zaryzykowały. Opłaciło się. Kto nie podejmuje wyzwań, nie idzie małymi kroczkami do przodu, stoi w miejscu i nie daje szansy na rozwój. Radość, uściski, przeciągane rozstanie po zakończonym wernisażu są dowodem, że odniosły sukces. Otworzyły się i zgodnie zasugerowały, że pragną kontynuacji i mają motywację do uczestnictwa w warsztatach artystycznych. Wspaniale. Jest tylko jedna przeszkoda. Grupa „Sztukupuku” nie ma swojego stałego miejsca, przestrzeni, pracowni, małej galerii na miarę kilku większych miasteczek w regionie, a o tym bardzo marzy.
Zachowujący anonimowość uczestnik wernisażu