Można pytać skąd w Polsce przełomu wieków XX i XXI taka popularność materiału sięgającego do czasów, kiedy kobiety nosiły obowiązkowo kapelusze i modne wówczas bufiaste rękawy?
Otóż Autorka cyklu powieściowego o Ani Shirley, paradoksalnie nie stworzyła niczego szczególnie oryginalnego. Legendy, baśnie, opowieści o sierotach szukających swojego miejsca w grupie, plemieniu, społeczności… itd. są tak stare ja ludzkość. Ich ponadczasowość bierze się stąd, że kto z nas od czasu do czasu nie czuje się jak porzucona sierota? „Sometimes I feel like a motherless child” śpiewał bezimienny bluesman, a po nim wielu miej, bardziej i bardzo znanych. No cóż, samotności, odrzuceniu i poszukiwaniu bliskości oraz odnajdowaniu się w grupie, towarzyszą jedne z najważniejszych emocji, które kształtują nas jako ludzkie jednostki. Zaś przyjęte w tej mierze strategie i ich sukcesy, bądź porażki determinują to, jakim będziemy społeczeństwem.
Dlatego tytułowa Ania z Zielonego Wzgórza warta jest tego, by jej historię poznawało kolejne, już piąte pokolenie czytelników i widzów. Spektakl „Ania z Zielonego Wzgórza” w Teatrze im Norwida w Jeleniej Górze jest kolejną realizacją w oparciu o adaptację – książki Lucy Maud Montgomery – autorstwa Henryki Królikowskiej – Wojtyszko i Macieja Wojtyszki z urokliwą muzyką Zbigniewa Karneckiego. Materiał przygotowany przez twórców adaptacji jest – co należy tu wspomnieć – wyjątkowo udanym na polskim rynku – materiałem musicalowym, z podgatunku zwanym: Musicalem Rodzinnym. to gwarantuje, że na spektaklu nie będą się nudzić ani dzieci, ani dorośli. Rolą reżysera jest zatem poprowadzenie pracy nad spektaklem tak, by nic nie zakłóciło przyszłym widzom przyjemności poznania i pokochania Ani… Ani z Zielonego Wzgórza.