Wystawę prac rzeźbiarzy Brygidy i Tomasza Bijata oglądałem nie podczas wernisażu, gdy zazwyczaj można się dowiedzieć czegoś więcej o intencjach twórców, ale w zwyczajny dzień. Nie byłem jedynym oglądającym to, co postanowili zademonstrować artyści i byłem jednym z tych, którzy znajdowali sobie „swój” przykuwający uwagę temat.
To ważne, bo każda wystawa jest przecież aranżowana właśnie w tym celu, aby pokazać wszystko wszystkim. W przypadku tej prezentacji mamy bowiem z przemyślanym zamysłem lub pomyślnym zbiegiem okoliczności, dzięki któremu widz może sobie wybrać to, co go intryguje. Wystawa nie jest bowiem monotematyczna, ale za to bardzo jednolita pod względem stylistyki prezentowanych rzeźb. Jest w nich niejako utrwalona chwila spojrzenia „na kogoś” lub „na coś”, co stało się dla obojga rzeźbiarzy inspiracją. Niezależnie od tego, czy oglądam rysunki, fotografie czy rzeźby najbardziej pociągają mnie wizerunki ludzi. Na tej wystawie jest zatem „na kogo” popatrzeć przez pryzmat spojrzenia wyrzeźbionego przez Brygidę lub Tomasza Bijatę. Oglądający równocześnie ze mną tę ekspozycję zatrzymywali się przy poszczególnych dziełach i dominowała raczej aura zamyśleń. Nie było więc okazji do konfrontowania własnych odczuć z wrażeniami innych osób. W tym sensie mogę żałować, iż nie byłem na – zapowiadanym przez portal VVENA.PL – wernisażu, jaki miał miejsce kilka dni temu.
Dobrze jest zapamiętywać to, co się widzi. Zapamiętać dzięki rzeźbie może niewielu z nas. Spojrzenia wyrzeźbione przez dwoje artystów można przywracać sobie wielokrotnie, tym bardziej, iż przedmioty wytworzone ich rękoma mają wszelkie cechy trwałości. I to nie tylko w znaczeniu materialnym, bo każda z rzeźb wywołuje nie tylko wrażenie natury estetycznej, ale i refleksję sięgającą w głąb ludzkiej wyobraźni.
Krzysztof Kotowicz