Monograficzna wystawa „Maria Michałowska. Na końcu tej drogi być może znajdę lustro” jest próbą spojrzenia na twórczość artystki jak na proces, którego istotnym elementem jest budowanie własnej podmiotowości i badanie swojej relacji ze światem.
Maria Michałowska przez ponad pięć dekad była aktywną współtwórczynią środowiska wrocławskiej awangardy. Uczestniczyła w najważniejszych, przełomowych dla polskiej sztuki wydarzeniach, takich jak Sympozjum Plastyczne „Wrocław ’70”, wystawa „SP. Sztuka Pojęciowa” (1970), Międzynarodowe Spotkania Artystów, Naukowców i Teoretyków Sztuki w Osiekach (1967) czy „Atelier 72” w Edynburgu (1972). Kolejne etapy jej twórczości nadawały ton zmianom w polu wrocławskiej sztuki i rezonowały z nimi. Choć trudno jednoznacznie stwierdzić, że jej dorobek wymaga obecnie „odkrycia”, to trzeba też zauważyć, że za życia artystki odbyło się tylko jedenaście indywidualnych wystaw jej prac. Dziś są one raczej rzadko prezentowane – w ciągu ostatniej dekady nie zorganizowano żadnej indywidualnej ekspozycji tej twórczyni.
Michałowska pracowała w różnych mediach. Pozostawiła po sobie kilkadziesiąt obrazów, rysunki, fotografie. Jednak, pomimo tej różnorodności jej twórczość jest spójna z jej osobowością i postawą życiową, pewnymi skłonnościami do, z jednej strony, zanikania, zacierania po sobie śladów, z drugiej, do budowania poprzez sztukę siebie samej, nie tylko poprzez sam fakt częstego tworzenia autoportretów, ale także zaznaczanie swojej obecności na różne sposoby.
Aby zilustrować ten proces, na wystawie „Maria Michałowska. Na końcu tej drogi być może znajdę lustro” prezentujemy w układzie chronologicznym najważniejsze prace ze wszystkich okresów twórczości artystki, poczynając od malarstwa, wyróżniając cykl „Formy znikające”, który otwierał kilkuletni okres kontemplowania przez Michałowską koloru jako zjawiska. Realizacje te miały wymiar kontemplacyjny czy wręcz medytacyjny, a pochodzą z czasu, w którym artystka poświęcała się głównie malarstwu i nie „pojawiała się” w swojej sztuce, tworząc abstrakcyjne formy i rezygnując z autoportretów.
Sytuacja zmieniła się, ale w paradoksalny sposób, w latach 70., kiedy Michałowska zaczęła tworzyć fotograficzne i rysunkowe prace – cykle „Multiplikacje”, „Multiplikacje: Autoportrety” (1972), „Ślady” (1972) czy „Przekształcenia” (1973). Wszystkie te serie łączy motyw profilu artystki, sprowadzony do kategorii zwielokrotnionego znaku, a właściwie linii o określonym kształcie, która dzięki powieleniu daje określone efekty estetyczne. Zwielokrotniony obrys twarzy staje się kompozycją. Autorka jest obecna w tych pracach, ale jednocześnie znika, chowa się, anonimizuje. A jednak w tych rysunkach, w procesie ich tworzenia jest – tak jak w obrazach olejnych tej artystki – coś, co każe myśleć o nich jako narzędziu do uważnego spoglądania na świat i o efekcie takiego patrzenia. Jeszcze mocniej wybrzmiewa to w przypadku cyklu fotograficznego o znaczącym tytule „Obecność”, który składa się z sekwencji zdjęć ułożonych w potrójnych setach. Na pierwszym z nich widać całą postać Michałowskiej na tle pejzażu, na kolejnym inny fragment owego krajobrazu i widoczny tylko częściowo, jakby rozpływający się w otoczeniu portret artystki – zdjęcie to wykonano za pomocą podwójnej ekspozycji. I wreszcie trzecia odbitka, na której jest już sam pejzaż, bez kobiecej postaci, za to z tytułowym napisem „obecność”.
Choć Maria Michałowska zmarła zaledwie sześć lat temu, dziś o niej pamięta już niewielu członków współtworzonego przez nią wrocławskiego środowiska artystycznego. Dzieje się tak z dwóch powodów – po pierwsze artystka żyła 93 lata, dłużej niż większość jej rówieśników, uczestniczek i uczestników Grupy Wrocławskiej. Drugi powód, bardziej złożony, to jej charakter. We wspomnieniach nielicznych, którzy ją pamiętają, utrwalił się obraz twórczyni jako osoby nieszczególnie otwartej, nieepatującej swoimi prywatnymi sprawami, rzadko udzielającej się towarzysko (jeśli już, to bardziej z obowiązku niż z faktycznej potrzeby), uprzejmej, eleganckiej i skrytej. Czy w ogóle ten fakt stanowi jakąkolwiek przeszkodę dla odczytywania jej twórczości? Czy taka sama sytuacja w odniesieniu do artysty płci męskiej w ogóle miałaby znaczenie? Pytania te warto postawić, jeżeli z jednej strony mamy dzisiaj interpretować poszczególne realizacje twórczyń z okresu PRL, z drugiej zaś wyjść poza utrwalone nawyki interpretacyjne, by na nowo pisać historię sztuki artystek w Polsce. Monograficzna wystawa „Maria Michałowska. Na końcu tej drogi być może znajdę lustro” jest próbą spojrzenia na twórczość artystki jak na proces, którego istotnym elementem jest budowanie własnej podmiotowości i badanie swojej relacji ze światem.